Nasza Muzyka 80-90 VI

Nasza Muzyka 

80-90

 VI



 ...a potem wróciłem do radia z zielonym, magicznym okiem...


Darek Dusza  /Śmierć Kliniczna ,  Absurd ,  Redakcja /


Zaczęło się od lampowego radia marki "Wola". Takiego z zielonym okiem. Z jego głośnika usłyszałem "Dom Wschodzącego Słońca" Animalsów. Od tego momentu zaczęło się dla mnie prawdziwe słuchanie muzyki. Szczególnie kręciły mnie rockowe numery, które czasem udawało się namierzyć w radiu. Słuchałem także Radia Luksemburg, oj , tam to grali!  




Następnym etapem była Trójka i pierwsze nagrania Black Sabbath. Szok! Dzięki starszym kolegom miałem też dostęp do kaset. Słuchali różnej muzyki: glamu, rocka symfonicznego, jazzu. Łykałem wszystko, wszystkie style, wszystkie kapele. Koledzy również dostawali z Niemiec "Bravo" i inne gazety muzyczne. Właśnie w "Bravo" po raz pierwszy zobaczyłem Sex Pistols. Prędzej zobaczyłem, niż usłyszałem. A potem ... Potem wróciłem do radia z zielonym, magicznym okiem. Podpiąłem do niego swoją pierwszą elektryczną gitarę. Czerwoną "Sambę". Ale to brzmiało!





Na początek 

uderzenie z grubej rury, czyli victims of power and state.

Piotr Kubacki  / Bloodshit / Deathcrush / Pandemonium / - Piotrków Trybunalski


 Pamiętam bardzo dokładnie ,trzecia czy czwarta klasa podstawówki, końcówka roku szkolnego, wagary u kumpla z klasy (swoją drogą, szybko człowiek zaczął ;-)), którego starszy brat już zdążył w cięższe klimaty wniknąć. a tam, na dzień dobry, świeżutki live evil prosto z usa! szok! i muzyka, i cała otoczka, okładka etc. wsiąknąłem od razu, a później już poszło...
Ze zdobywaniem nagrań, jak chyba każdy, miałem pewne problemy. Z klasyką ciężkiego grania nie było raczej problemu - ojciec wspomnianych kolesi wyemigrował do stanów, a że starszy z nich w takich klimatach się lubował, to i ojciec przysyłał. Połowa lat 80. ubiegłego wieku natomiast to wagary i wyjazdy do dziupli na piotrkowską lub (nieco dłuższe) do w-wy na ząbkowską. W tzw. międzyczasie udało się nawiązać kontakt z (nie-sławnym) cerberem z bielska-białej (btw - ktoś wie może, co się z nim teraz dzieje) i multum fantastycznej muzyki od niego. 




Przełom lat 80. i 90. to już czas głębszego wniknięcia w scenę, kontakty w całej Polsce i nie tylko, wymiana kaset etc. pewnie większość z nas ma ten etap za sobą.
   I oczywiście radio! przede wszystkim cudowne duo Gaszyński - Brankowski i muzyka młodych! Całe liceum urywałem się z ostatnich lekcji, żeby zdążyć na ten program... Na początek uderzenie z grubej rury, czyli victims of power and state, a później cuda najprzeróżniejsze. Wiele klasycznych już w tej chwili pozycji miało tam swoją premierę i czego by o ww. panach nie mówić, rola ich była nieoceniona.
 Kasety powiadasz? Pewex to już chwilę później, wcześniej natomiast lokalny sklep tzw. muzyczny i jakieś śląski, mazowsza, foggi etc. kupowało się to hurtem i nagrywało na tym .
Kapela...o tym ciiiii.... były jakieś tam nieśmiałe próby okładania bębnów tudzież wydzierania się, ale ponieważ w okolicy (i nie tylko) byli zdecydowanie lepsi, to sobie odpuściłem. W porównaniu np. z bardzo niedocanianym, a wręcz chyba w tym kraju bardzo mało znanym Rain, nie miałem żadnych szans, więc po co sobie wstyd robić .




Ziny, ziny, ziny... zaczęło się pewnie od przeglądania z wypiekami na twarzy cudzej twórczości.Później współpraca z Januszem Guciem przy Purgatory zine (pozdrowienia, Jasiu!), ostatecznie poszło już z górki. Pierwsze, nieśmiałe próby, czyli 'Bloodshit', później już (chyba) sporo lepszy 'Deathcrush' - oba z Albertem (trzymaj się i ogarnij, chłopie, jeśli to czytasz), ostatecznie samodzielnie wydawane 'Pandemonium'. Z tym ostatnim było o tyle łatwiej, że do ksero dostęp już udało się jakiś uzyskać. ale namydlane znaczki pocztowe, ginące przesyłki były chlebem codziennym. Niestety, w 1990 na coś się trzeba było zdecydować, wygrały studia i niestety pasywny już raczej udział w tych wydarzeniach. co nie znaczy, że się nagle punkt widzenia o 180 stopni zmienił.




Z perspektywy czasu widzę jednak, że lata osiemdziesiąte wypaczyły mi kręgosłup moralny i zorały psychikę na całe życie :)
Poznana wtedy muzyka, zawiązane wtedy znajomości i przyjaźnie pozostawiły piętno na całe życie, ówczesne fascynacje muzyczne i kontakty (choć niestety nie we wszystkich przypadkach, z różnych zresztą przyczyn) trwają do dziś.
Dzięki diony za te pytania, miło było powspominać. stay metal!  Pozdrowienia dla wszystkich znajomych, z którymi kontakt się urwał, a którzy będą mieli okazję to przeczytać.


  

Przemysław Thiele / Kolaboranci,Arcy Młyn /

  
Muzyką zaraziłem się sam niezależnie, nie podlegając wpływom czyjejkolwiek presji. Poszukiwałem inspiracji rozglądając się wokół i jakoś ją odnalazłem.Zaczynałem od The Beatles,potem była "Trójka" następnie polska alternatywa i punk. Z metalem przeprosiłem się w połowie lat 90, wcześniej nim gardziłem. Nie edukowałem się muzycznie bo uznawałem to za stratę czasu. Od razu postanowiłem pójść na skróty. Nagrania zdobywałem słuchając i rejestrując audycje radiowe, niekiedy przegrywałem z płyt od tych co mieli coś inspirującego.Od mniejwięcej 1985 sam rejestrowałem koncerty, na które chodziłem. A potem była praca w radiu. Rejestracja koncertów z konsolety i kontakty z ludźmi, którzy posiadali ciekawe zbiory muzyczne.Sklepów muzycznych było w Szczecinie kilka ale z reguły nic w nich ciekawego nie można było znaleźć.Odwiedzałem giełdy płytowe. A raz na jakiś czas udawało mi się coś kupić w Pevexie... np. album "Blackout" grupy Scorpions...Zniszczyłem nim sąsiadów. 





"Closer" Joy Division kupiłem w małym,prywatnym secondhandzie z płytami.Kasety w pewexie też kupowałem aby mieć kolekcję na odpowiednim poziomie  Za pierwszą płytę Kolaborantów kupiłem sobie w pewexie dobry magnetofon kasetowy.Za drugą pierwszy odtwarzacz CD.Pierwszy zespół założyłem w szkole średniej,spotykaliśmy się co sobotę u mnie w domu,Najpierw graliśmy przeboje, potem zaczęliśmy próbować robić coś własnego.W 1985 zostałem zaproszony do składu zespołu P.F.Brut,grałem na gitarze i próbowałem śpiewać.W 86r. zagraliśmy na małej scenie w Jarocinie pod dwiema nazwami.W tamtych czasach instrumenty to były głównie albo samoróbki albo gówniane polskie produkcje typu Defil 
Jesienią postanowiłem założyć poważny zespół i tak też uczyniłem.




Adam Lubieniecki  / Dla Dobra Ogółu , Zgroza /


...połowa lat 80-tych ...kaseciak starszego kuzyna i na jednej z taśm "Szara rzeczywistość" Dezertera...myślałem wtedy że to jakiś metalowy zespół,ależ to grało!...podobało mi się...mocniej niż Lady Pank , Maanam i inne takie z topu jakich wtedy , dzieciak jeszcze znałem,lubiłem i słuchałem, chociaż bez większego zrozumienia...wtedy ważna była muzyka...dźwięki.Więc to jeszcze nie był ten czas...dopiero kilka lat później,Polska otworzyła się na świat, a moje uszy na coś nowego w muzyce...w radio Wrocław natrafiłem na dżingiel nowej nocnej audycji, "Nocne lunatykowanie" czy jakoś chyba tak się zwała.Tam po raz pierwszy tak naprawę zetknąłem się masowo z polskim punkiem i to od razu tym najlepszym! Prowokacja,Zielone Żabki,Śmierć Kliniczna.. cała klasyka! Niestety moja radość nie trwała długo , po zaledwie kilku, może kilkunastu audycjach nastała "cisza" w eterze!


 

Mój ulubiony program zniknął z anteny!!! Tak nagle jak się pojawił...jak kometa...znikąd i ...nie wiadomo dokąd, zniknęła! ...na szczęście byłem już na tyle mądry że rejestrowałem wszystko na swoim kaseciaku...kasowałem wtedy wszystko co miałem żeby tylko nagrywać z tej audycji "piosenki"...teraz już wiedziałem czego szukać, pytanie tylko gdzie...i nagle pojawiła się inna audycja radiowa..tym razem na ratunek przyszedł Jacek Podsiadło i Jego "Studnia" w radio Opole...teraz to legenda.I znowu kaseciak i taśmy szły w ruch...tym razem nie tylko "piosenki" , do tego wywiady i różnych całe mnóstwo informacji... już wiedziałem gdzie i czego szukać dalej. Studnia inspirowała...najpierw fanzin "Dla Dobra Ogółu" 3 numery ..później kapela,reggae... Zgroza..i było pięknie! Sporo koncertów, najpierw w okolicy , głównie Namysłów z całą ekipą, później Wrocław i coraz dalej Jarocin, Poznań... mnóstwo muzyki i wielka namiętność do kolekcjonowania starych nagrań polskiego punka i reggae, wyszukiwania po ludziach z całej Polski i wymiana nagrań,była pasja...jak wielka przygoda :-)


Daniel Triglav


Pamiętam jak przyjechał do mnie kuzyn , przywiózł jakąś kasetę przegrywaną, nie opisaną i nie wiedzieliśmy co to jest się okazało, że to Toy Dolls...i tak słucham ich blisko 25 lat.Potem po okładce kupiłem Exploited a później to już leciało Sex Pistols, The Clash Defekty, Sedesy, Dee Facto itd.
Ze zdobywaniem nagrań  nie było łatwo, ale później bywało tak, że coś od starszych, coś od babki, coś od dziadka i można było jechać na czad giełdę do Katowic i się obłowić.Ja mieszkałem w Jastrzębiu przez pewien czas i miałem 2 fajne sklepy w mieście,a jak weszły oryginały, to został jeden + targowisko.
... i kasety z silvertonu z którego potem zrobiło się disco z pola i znikały Defekty, Sedesy, Forty BS.
Pierwsze kasety, to kupowałem głównie na podstawie okładki .jak mi się podobała, to brałem .Nie było gdzie posłuchać wcześniej, by wiedzieć co kupić.




W polskim punk rocku było dla mnie ważne że wreszcie wiedziałem o czym śpiewają .
W tamtych czasach nie było nic, albo nie wiele i było ciekawiej.Pod blokiem zawsze pełno dzieciaków coś się działo, a teraz jadę na jakieś "luksusowe" osiedli zero ludzi ,no jak budują nowe osiedla, to zaraz pojawia się nowy kościół, ale placu zabaw czy piaskownicy już nie stawiają.
Wpinki się robiło kupowało się obojętnie jakie, rozbierało i wstawiało własny obrazek...albo naszywki.
przypomina ni się pierwsza koszulkę Iron Maiden, miałem ją prawie do kolan ale jaka duma była.
To samo glany, kupowało się jakieś tanie opinacze z targu.Pierwsze z blachami kupiłem w technikum,trafiłem w totka chyba 330zł.




W Jastrzębiu zawsze było pełno punków i tą nienawiść do Depeche Mode ,napisy na blokach typu" witamy w krainie gdzie depeche ginie, a metal słynie ".
Ja w zasadzie od pierwszego usłyszenia punk rocka już tak pozostałem .wracałem tylko do Iron Maiden, Running Wild wiele kaset wtedy wymieniłem na punkowe
 też czasem do nich wracam, ale z metalu jednak na chwilę obecną pozostaje głównie Motorhead i AC/DC.



Jacek Kuban Kusza

Jarocin...

...chłonąłem tę atmosferę całym sobą...




Kurteczka, gdyby nie moja ciocia mieszkająca w Jarocinie festiwal obejrzałbym jak świnia niebo. No małolat jeszcze byłem mający dopiero 16 wiosen. 24 sierpnia zameldowałem się w tym szarym, ale jakże cudownym dla młodzieży miasteczku. W takiej gównianej katance z ćwiekami wbitymi w pagony( miałem ich szt. 4 wyjętych ze spodu tornistra z podstawówki), podartej specjalnie( widziałem to na jakimś zdjęciu) byłem rasowym punkiem, a sorry, wbiłem sobie jaszcze w ucho agrafkę i na tamte czasy byłem prawie




ortodoksem hehe . Pamiętam, że amfiteatr wydawał mi się tak wielki, a ja tak mały, że lekki cykor dupę mi ściskał. Co grało: Rejestracja – Idzie wariat ulicą, no sam miód, grała Kontrola W – jakos tak mi nie utkwiła w pamięci poza tym, że na perkusji grał Jagielski, no ale już Śmierć Kliniczna to było przeżycie maksymalne. Koncert Dezertera zmiażdżył mi znowu jaja, a jakiś kutafon kiedy na moment odwróciłem głowę, ukradł mi parówkę i nawet nie wiem co bardziej przeżyłem. Pamiętam, że wygrało jakieś gówno chyba Rekonstrukcja albo RSC, obie te kapele miałem zresztą w głębokim poważaniu. Festiwal trwał 3 dni i były to chyba pierwsze 3 dni mojej całkowitej wolności. Człowiekiem byłem wolnym całkowicie, nocowałem u cioci, papu miałem podstawione pod buźkę i codziennie czyste majtasy,dobrze że mi ciocia kanapek nie dawała, ani herbatki w termosik.  Takim już byłem ortodoksyjnym anarchistą, że nawet nie kupiłem biletu na pociąg do domku, a co, jak anarchia to anarchia.



 
W Poznaniu poczciwe matczysko trochę się męczyło w temacie agrafki w uchu, ale jakoś przeszło bokiem. W szczytowym okresie takich sprzętów posiadałem 8 w małżowinie. Były to pierwsze dni wolności i pierwsza większa dawka punk rocka. Jak dla mnie za dużo tam było metali, a nastroszonych kolesi wydaje mi się,że była garstka. Z perspektywy dnia dzisiejszego wspominam tamten Jarocin jednak jako raj. Mimo tej skradzionej mi parówki. Gówniarz byłem wtedy i chłonąłem tę atmosferę całym sobą, to Jarocin ukształtował mnie muzycznie. Do dziś go wspominam. Aha, a raz widziałem jak szedł jakiś facet i usłyszałem, że to jest Walter Chełstowski, główny boss festiwalu, jaki on mi się wtedy ważny wydawał, a dziś to kolega. A jeszcze mi się przypomniało, buty to miałem narciarki na plastikowych podeszwach i wywinąłem tam parę ładnych orzełków, a babka jakaś miejscowa powiedziała do synka – Obyś nie był taki jak ten chłopiec, taki młody a już pijany, z tej biedy tak pije, zobacz dziecko na jego kurtkę: OBRZYDLISTWO. I tym optymistycznym akcentem mogę zakończyć opisywanie tego co działo się 29 lat temu i tak troszkę jeszcze zapamiętałem. To narka!!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz