niedziela, 25 sierpnia 2013

FORTUNA HRABIEGO JAŻYNY


                         FORTUNA HRABIEGO JAŻYNY









Ogniste spojżenie, gorący temperament, niemalże kobieca wrażliwość - tak najkrócej można by scharakteryzować hrabiego KRISTOFERA Jażynę.
Ta opowieść będzie mówić o tym, jak uwielbienie do hazardu, kobiecych wdzięków i alkoholu przyczyniły sie do upadku.
Sprawiły, że z dnia na dzień, targany przeciwnościami losu, z majętnego panicza przeobraził się w nędznika.
Już od wieków jego ród zamieszkiwał na przecudnym Mazowszu. Jego krew szumiała w rytm tak charakterystycznych dla niej łąk i wierzb. Nawet będąc już na wygnaniu, ronił łzy na wspomnienie tych jakże przejmujących widoków.
Zamczyska, co jakby wyrastały wprost z ziemi. Chaty pokryte strzechą...Ileż to razy będąc jeszcze młodzianem wykradał jabłka z sadów dziedzica...Ileż razy obdarowywał rozkoszą rumiane i zawsze ochocze dziewki...






Jak wiele razy wiedziony dziką, nieposkromioną żądzą, nogi jakby same wiodły go do łoża jakiejś niewiernej niewiasty. Później te same nogi i rozum ratowały mu skórę przez rozwścieczonym mężem. Ileż to razy kiedy powracał z hucznych potańcówek, stogi siana były mu domem i schronieniem. Kiedy z powodu utraty sił witalnych i zamroczony alkoholem nie mógł odnaleźć drogi powrotnej do swego zamczyska.
Ojciec przymykał oko na wybryki i hulaszczy tryb życia swego syna. On sam w latach swej młodości grzecznością nie grzeszył. Zresztą, było to rodzinne. No bo i dziad Teofil w nie jednym stogu siana spał, a i dla niewiast swego oręża nie szczędził. Tak na marginesie majątki rodowe zapewne byłyby znacznie okazalsze, gdyby dziad Teofil nie pogrywał tak często na swym instrumencie.
Jak dla niego nie było ważne gdzie i z kim. Czy to był kwartet, duet czy trio, czy nawet cała orkiestra. Jako, że nie był wybredny i gdy go mocno przycisnęło, w niezbyt sprzyjających okolicznościach...odważnie i z zapałem wygrywał długie i wielokrotne partie solowe...





Ojciec Kristofera był zdania, że Krzyś musi się wyszaleć, póki może i póki młody. Kiedyś to wszystko...choć znacznie okrojone przez rozpustę dziadka… kiedyś to wszystko przejmie ten młodzian. Więc niech się wyszaleje za młodu, co by później być rozsądnym panem tych ziem. A było tego sporo. Trzy zamki i kilkanaście wsi. Sady pełne soczystych owoców. Plantacje winogron. Stawy rybne. Lasy...
                                                                                            


                                                                                   I
Niedługo po dwudziestych piątych urodzinach Krzysztofa, zdarzył się straszliwy wypadek. Na polowaniu rozjuszony i ranny odyniec staranował wierzchowca, wraz ojcem Krzysztofa. Rany były tak dotkliwe, że mimo wielotygodniowej kuracji i walki o życie, stał on właściwie jedną drogą nad grobem. Dnia pewnego, kiedy poczuł się nieco lepiej, a gorączka ustąpiła, wezwał do siebie Krzysztofa, syna swego pierworodnego. Lecz, by sprawę bardziej uściślić, dodam że syna jedynego z prawowitego łoża. Gdyż Krzyś miał braci i sióstr wiele. Jak i kuzynów i kuzynek stanu różnego. Chłopi, szlachta, rybacy, kupcy, artyści...Lecz to już zasługa dziada Teofila.
Ojciec przeczuwając widocznie swe nieuniknione odejście z tego łez padołu, wezwał go by mu swój testament obwieścić i ostatnie ojcowskie rady przekazać. Zaczął więc tymi słowy...
- Krzysztofie, jesteś już dorosłym mężczyzną. Wiesz, że zawsze cie kochałem i byłem z ciebie dumny. Teraz oto u kresu swej drogi...



- Ależ ojcze… -wykrztusił przez łzy Krzysztof.
- Posłuchaj mnie i nie roń łez. Tak już jest na tym świecie, że jak coś ma swój początek to i trzeba pamiętać o końcu. Raduje się serce me, że to właśnie ty przejmiesz to wszystko po mnie. Pamiętaj jednak, by fortuna i pokusy tego świata nigdy nie przesłoniły ci czystego umysłu i nie przyczyniły się do twej zguby, jak stało się w przypadku dziadka twego i moim.
- Ależ ojcze, o czym ty prawisz?
- Zaczekaj, dojdę i do tego. Fortuna na tym świecie bywa ulotna, a pokusy, choć  jakże rozkoszne, niekiedy zgubne. Nade wszystko bądź dobry dla swych podwładnych, to i oni z całego serca służyć ci będą. Unikaj hazardu, by nie stał się on chorobą twego umysłu jak trąd jest chorobą ciała. Nie nadużywaj Krzysiu alkoholu, co otępia umysł i obezwładnia ciało. A nade wszystko, zaklinam cię na groby przodków naszych! Wystrzegaj się tego świństwa zza wschodnich granic, bo ten nie tylko umysł i ciało czyni chorym ale i wzrok odbiera...co zapewne znasz z przypadku wuja Pankracego. Chwile błogości przypłacił tym, że już nigdy nie zagra w brydża, nie ruszy na polowanie, nie będzie czerpał przyjemności z widoków piękna kobiecego ciała.
I w końcu ostatnia moja przestroga-jak dla mnie najważniejsza. Gdybym ja wcześniej o tym pamiętał, nie musiałbym się teraz przed tobą produkować i wysilać na to przemówienie.
Tu przerwał, zakaszlał, a jego twarz przeszył grymas złości. Złości na siebie. Spróbował się podnieść, bezskutecznie. Wykrzyknął




- Miej baczne oko na niewiasty...i nie chodzi mi tu byś się ślinił na widok każdej białogłowy. Kiedy widzisz i cię zachwyca ich piękno zewnętrzne, pilnuj się, czy aby tą piękna powłoką nie kieruje jaki demon. Wiedz, że piękne ciało nie znaczy nic jeśli nim nie kieruje czysty, szlachetny umysł. Musiałem się znaleźć na łożu śmierci by to pojąć...
Tu przerwał ,dyszał ciężko, a pot obficie rosił mu czoło.
-Ty myślisz, że ta historia z odyńcem jest prawdziwa, całą prawdę znają tylko dwie osoby. Ja,wuj Alex, a teraz poznasz ją ty. Znasz ty żonę karczmarza Józefa...znasz zapewne. Przyznasz, iż żonę ma urodziwą i ja to przyuważyłem. Niestety...Taka młoda, te boskie kształty, buzia taka niewinna i słodka...no i umył...dorosłego mężczyzny...
Tak przewrotny i chytry, że nawet niejeden osobnik noszący miecz przy boku, nawet choć  by się wysilał nie mógł  by się przyrównać. Karczmarz często wyjeżdżał za towarem, więc ja, jak lis ,krok po kroku zdobywałem coraz to dalsze tereny wroga. Uwielbiałem te wieczorne wypady i powroty nad ranem i czułem się jak zwycięska armia, która podbija teren wroga. By już za chwilę czuć się,  jak jeniec w tureckim jasyrze. Uroda i czułe słówka zaślepiły mnie. Ufałem jej, ale czy można ufać komuś kto zdradza żonę?
Tu się zamyślił...
-Czy byłeś kiedyś narzędziem w czyjejś grze? Ostrzegam cię, by ktoś nie wciągnął cię do swej gry. Może ze mną polemizować cały świat, te w wykonaniu kobiet są najniebezpieczniejsze. Ta cud kobieta, którą tak wielbiłem, posłużyła się mną, by wzbudzić zazdrość u swego męża. Jako że karczmarz jest raczej rosłym mężczyzną i nadzwyczaj porywisty...na efekt nie musiałem czekać zbyt długo...
Tu przerwał a Krzysztof patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Ojcze przysięgam ci na swój honor, jeszcze dziś przewiozę go w kufrze do lasu moją karocą...
- Synu, pohamuj swoją złość,  to nie przywróci mi zdrowia, zawarłem pewien układ z tą żmiją, żoną jego. Nie może mu spaść włos z głowy...ona jest brzemienna, a ja jestem ojcem.
Zapadła cisza. Nie było sensu o nic pytać, ani teraz nic wyjaśniać...

                                                                                                                                                     CDN.

                                                                                                                       diony 2000r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz