Janek Rotten Chłopecki
NIEWYRAŹNY ZARYS
CZŁOWIEKA
PASTYLKA
daj mi pastylkę odwagi abym mógł usiąść przy stole
mam talerz z kośćmi niezgody polej mi w kielich pokorę
daj mi do ręki giwerę bym mógł zakręcić bębenkiem
bym mógł pożegnać się z życiem ze światem idąc za rękę
jeszcze mój oddech się skrapla na lśniącym ostrzu twej skóry
czerwone płatki rozwagi wykute w oczach ponurych
jeszcze na palcu gęstnieje poranna mgiełka rozwagi
piasek już płonie zazdrością trumna dodaje powagi
czy to ode mnie zależy w którą to stronę zawieje
gdy oddech wiatru na twarzy rozwieje wszelkie nadzieje
kula już czeka w komorze gdy martwy przedmiot ożywa
martwe już ciało na bruku granice czasu rozmywa
POLOWANIE
w ciepłym lesie w ściółce saren
gdzie powinno być bezpiecznie
jakieś dziecko zabłąkane
drogo płaci za swe miejsce
to nie dziecko sarny dzika
ani nie psa myśliwskiego
można strzelać prosto w serce
bo z gatunku naczelnego
kością staje się niezgody
mógł gdzie indziej szukać miejsca
ludzki bachor - jego wina
przecież lasem rządzi strzelba
BYŁEM
poszedłem dzisiaj kupić na obiad
zupkę chińską (w proszku) robioną w polsce
czyli nigdzie w europie
byłem w biedronce by kupić mleko
i wyszedłem z płytą winylową the clash
adapter chyba kupię w żabce
może być tańszy
w ostatnią niedzielę skoczyłem po chleb
na stację benzynową
kupiłem tam jeszcze czipsy i coś do picia
w rossmanie prócz srajtaśmy w artystyczne
kurpiowskie wzorki kupiłem opłatek
wodę święconą i zbawienie
w kościele natomiast nie kupię spokoju
tylko nasłucham się o biedzie piszczącej
jak głodna mysz w imperium rydzyka
i majbachach którymi bezdomni
hojnie kościół obdarowują
moja wina
moja wina
moja bardzo
wielka wina
ZDARZENIE
przy porannym goleniu
zobaczyłem diabła w swoich oczach
ma mnie prowadzić dzisiaj
za rękę
nie mogłem się go pozbyć
choć chciałem go usunąć palcami
a nawet skalpelem
na lustrze zostały zacieki
zawiódł mnie w śmierdzącą uliczkę
zmory mnie otoczyły kradnąc portfel
a nie życie
PORANEK
lekkim westchnieniem dłoni
oddalam na bok troski
jak okruchy ze stołu
by skupić się na kawie
w dymie widzę potępieńców
splątanych jak liście
w porannym tańcu
nad spoconą filiżanką
mam jak zwykle za mało czasu
na miłość
bo śpieszę się do pracy
NIEWYRAŹNY ZARYS CZŁOWIEKA
nie miej cierpienia na twarzy
nie syp z włosów popiołu
niech w popielniczce się kisi
z papierosem zapomnianym
jak wiadomość spisana na bibułce
po wewnętrznej stronie
kiedy żar trawi liście tytoniu
wiadomość nabiera powagi
ciemnieje i zanika
odchodzi tam gdzie stare gazety
z jesiennymi liśćmi
na gładkich palcach stóp
a potem wróci z podwójną dawką
westchnienia
kiedy otwierasz z rana oczy
i dostrzegasz
niewyraźny zarys człowieka
HANNIBAL
giętkimi palcami przeginam
elastyczność twoich włosów
patrzę w robaki twych oczu
dostrzegam wdzięczność w głębi czaszki
pod kopułą snów
słowa pajęczyną elektronów
oplatają i wyciskają
ostatnie soki
z pachnącego bochna mózgu
kroję go przekleństwem
bez opamiętania
wściekły miłosnym uniesieniem
rozrzucam plastry wokół
psom ochłapy na pożarcie
strzępki twoich myśli
zlizuję z noża
ze smakiem
SĄ JESZCZE TACY
skrzydło firanki w moim oknie
uleciało z hukiem na zewnątrz
zamachało przed nosem jakiemuś gościowi
wybiło z rytmu dnia
staną jak oparzony
złamanym papierosem
zaciągnął się haustem powietrza
z mojego pokoju
poczuł się nieswojo
jakby wszedł w brudnych butach
do czyjegoś domu
NA CHWILĘ PRZED KOŃCEM
kiedy tak siedzę i milczę
pod skorupą z obojętności
i nie widzę zawiści w twoich oczach
pogardy pod paznokciami
cichego syku
oskarżeń
kiedy tak nie czuję
bo nie daję rady niczego
bo nie słyszę w chałasie
bo rytm serca czaszkę miażdży
i świst płuc
oślepia
kiedy tak jestem do niczego
popsuty wśród szkła na asfalcie
zewsząd otacza mnie jucha
w kolorze płatków róży
za późno na oskarżenia
twój wskazujący palec dotyka
pustego cyngla wspomnień
który się zaciął
ostatnią kroplą
oddechu
ZERWANIE
patrząc mi w oczy kroisz bochen twarzy
nikłym płomykiem uśmiechu
gasisz jak papierosa
w popielniczce spojrzenia
koralami dłoni odgarniasz włosy
jak snop siana
wygaszasz mnie jak ekran komputera
kasujesz jak przeczytanego esemesa
(nawet nie jak bilet - tym można jeszcze
kanarowi sypnąć w oczy
jak piachem)
muszę więc odejść w zimną szklankę nocy
zgasnąć zapałką syczącą w kałuży
mimo to siedzę
z założonymi na kark rękami
jak ofiara przed plutonem
egzekucyjnym
Janek Rotten Chłopecki
- Warszawski punkowy załogant, lat 39, ma na koncie 2 arkusze poetyckie, wydane w 1998 roku (Staromiejski Dom Kultury), potem w na przełomie roku 2009/ 2010 metodą D.I.Y. metodą "kopiuj wklej", debiut w piśmie Literatura w 1998 roku, potem wiele lat przerwy, publikował jeszcze w zinach punk rockowych "Ściana Wschodnia" i "Liberation", no i na facebook'u, na własnej stronce. Tekściarz zespołów NIESTETY, STARCIE, oraz "tekstowy wolny strzelec", oczywiście bez przesady!!! Współpracował tekstowo z zespołami - DR NAGNIOT, EL BANDA, ANTYHIPOKRYZJA, czy STREGESTI (kawałek na płycie się nie ukazał, ale kto wie) oraz EMU ON THE ROAD - rock, ostatnio zaczął współpracę z zespołem ZAKŁAD PRODUKCYJNY (punk 77 ) .