Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POEZJA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POEZJA. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 lutego 2020

"Zawiłości bawełny" - Piotr Kasperowicz








Piotr Kasperowicz

"Zawiłości bawełny"



Macica nie wykarmi wiedzą spragnionych

którzy przestali wierzyć bajkom

którzy bez posiadania racji

istnieją w koszach na śmieci

logika nie stworzy połączeń astralnych



udowodniono zgodność rzędów cyfr

realia nie wynikną poza zawiłości bawełny

patrzenie w oka mgnieniu zobaczy więcej

w otchłani niesprawnych neuronów

spora zawartość wysondowanej prawdy.











Piotr Kasperowicz, rocznik 1978. Debiutował pod koniec lat 90. ub. wieku. Zamieszkuje w Krakowie. Absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Poeta, prozaik, aforysta, krytyk, felietonista. Od 2012 roku redaktor działu poezji wydawnictwa Mega*Zine Lost And Found prezentującego sztukę i kulturę. 
Współpracował z rozgłośniami radiowymi jako realizator dźwięku. Zajmuje się także grafiką i fotografią. Na potrzeby prezentacji poezji dokonuje obróbek graficznych, dźwiękowych oraz filmowych, tworzy animacje komputerowe. 
Przedstawiciel współczesnego nurtu poezji audiowizualnej.




Bibliografia:

1998: cykl zeszytów poetyckich „Virus” – Wydawnictwo Domowe
2001: tomik wierszy „Nienawiść” – Wydawnictwo Domowe (zawierało płytę z autorskimi remixami elektronicznymi „Synthetic tracks: 11”)

2002: tomik wierszy „Oczy ery techno” – Wydawnictwo Domowe
2003: tomik wierszy „O jedno niebo więcej” – Wydawnictwo Domowe
2013: tomik wierszy „Łoskot Drogi Mlecznej” – Wydawnictwo Miniatura

2015: tomik wierszy „Poezja pękła (w zamrażarce)” – Wydawnictwo Miniatura
2018: tomik wierszy „Buldożery elokwencji” – Wydawnictwo Obraz Dnia
2020: tomik wierszy – w przygotowaniu



czwartek, 26 września 2019

Cisza zakuta w obrazach - Ewelina Sokołowska-Andrzejewska




Ewelina Sokołowska-Andrzejewska

Cisza zakuta w obrazach




świadomość

oto ja
jestem tu
choć biorąc pod uwagę fizykę
odfruwam w nicość przestrzeni
nie ruszam się
lecz z pola widzenia chemika
drgam tysiącami cząsteczek
nie czuję nic
nawet igła biologa nie zmusi mnie do drgnięcia
moich myśli
nie przepełnia chęć przelania
liryki na pustą kartkę
nie potrafię policzyć
jednakich dni
choć tak ceniłam matematykę
mierzę puls
by sprawdzić czy czas mojego bytowania na ziemi
nie dobiegł końca
nie czuję siły
z którą krew powinna uderzać o liche ścianki żył
więc
kładę się na łóżku
by zgodnie z konwencjami genewskimi
humanitarnie
umrzeć
au revoir tout le monde*




niczyjam ci jest

niczyjam ci jest

słone leję łzy

czemuż to powiedz

ach mi odpowiedz

takś daleko ty



niczyjam ci jest

jak samiuśki ptak

co w niebiesiech zórz

w słońca pędząc róż

zeschnie niczym mak



niczyjam ci jest

dajże usta mi

przyciśnij mą pierś

nockę całą pieść

aż nastanie świt



niczyjam ci jest

rosa cierpko lśni

wstaje mglisty dzień

nie odnajdę cię

do ostatnich dni




powiew lata

magia w morskim szumie płynie
wicher goni chmur zastępy
och ty świecie tajemniczy
och ty świecie niepojęty

falochron rozbija fale
na błękicie zawieszona
mewa cała w bieli, czerni
rozchyl dla mnie swe ramiona

niechaj słodycz się rozleje
niczym lody na patyku
zachód słońca, leśne knieje
eh radości bądź bez liku




jestem

jestem
igłą w kołowrotku czasu
matecznikiem w głębi lasu
śmiechem dziecka
w ciszy lęku
gdy ból minie
pięknem dźwięku

jestem
cichym świerszczy graniem
i w niebiosa ulataniem
póki żyw mój duch i tchnienie
jeszcze stanę się
marzeniem




maskarada

maski przede mną
maski nade mną

i maska we mnie

pragnę ją ściągnąć
zniszczyć, wyciągnąć

lecz nadaremnie

bal huczy w koło
gwarnie, wesoło

więc czekam

mój żal ukryty
tłum nieprzebyty

… uciekam

już jestem w lesie
wiatr rześki niesie

mą wolę

czy się otrząsam?
nie, nadal pląsam

w niewolę




promyki a świat...

Jesteśmy promyczkami rozświetlającym świat.
Nadajemy mu sens i oczarowujemy sobą.

Gdy gaśniemy on zamiera.
I choć nadal istnieje
 zostaje tylko światem.




córa Welesa

słońce zasnęło w korzeniach świata
zaskrzeczał Raróg w splocie gałęzi
podchodzę w ciszy w mrok drzewa życia
które raz darzy to znów mnie więzi

Chors wyjrzy zrazu zza szumu liści
soki Mokoszy glebę nasycą
oddaję w palce Strzyboga troski
córą Welesa jam czarownicą

źrenice zalśnią przedwieczną mocą
usta rozchylę w szepcie pragnienia
poślę swą duszę w pień siły dębu
wrócę w ufności swego spełnienia




cisza zakuta w obrazach

cisza zakuta w obrazach
życie wchłonięte przez ściany
ukryty błysk słońca w wazach
zupełnie już zapomniany

zegar od wieków milczący
lustro bez swego odbicia
stolik samotnie stojący
porcelanowe nakrycia

sofa zmarszczona zbyt mocno
kwiecisty ogród dywanu
stworzony pracą owocną
bukiecik z liści łopianu

babuni kapcie niebieskie
których nie wzięła ze sobą
zwykłe mieszkanie - królewskie
tęskni za zmarłą osobą






poniedziałek, 20 maja 2019

Danuta Gmur (Nutka) - W STRONĘ SŁOŃCA ...








Danuta Gmur (Nutka)

W STRONĘ SŁOŃCA ...






Jeszcze chwila słońca

Jeszcze chwila słońca
w domu
serduszka
do swojego gniazda odjeżdżają...
można by zapytać
dlaczego dzieci muszą
wędrować jak ptaki ...
kochają
wiem
ale czasami to za mało
gdy odległość gniazd
taka duża...
jesień posmutniała
do wiosny się przywiązała
i będzie tęsknić
do następnego
przylotu ptaszyn
One zawsze
chociaż na chwilę wracają
szukając potwierdzenia
miłości dopóki jesteśmy…
by rozjaśnić miłością
i chwilą słońca wspólnie dni



Miłością gumuj smutki ...

Miłością gumuj smutki
twój świat maleńki
niech radością robi dniom pobudki
radością maluje sny
to my
odpowiadamy za każdy nowy dzień
za jego cień
i przebłyski słońca
za uśmiech kwiatów bez końca
za wspólne szczęśliwe dni bez łez
dajmy kres
pochmurnym dniom
bądźmy na ty
z miłością
ona zawsze jest radością
gdy szczera serca otula i otwiera na świat ...



Moje oczy

Moje oczy nie jedno widziały
moje oczy czasami płakały
gdy smutki duszę szarpały ...
Moje oczy
uśmiechać też się umiały
gdy były szczęśliwe i kochały
w jesieni życia
moje oczy błękit swój straciły
życia trudności je odbarwiły ...
lat i trudności przybyło
tak wiele się zdarzyło
wspomnienie wczoraj odżyło
łzę błękitne uroniły oczy
życie za szybko się toczy
nie zawsze chwile przewidziane
nie zawsze te zaplanowane
bólem i ciosem losu pisane...

różne karty życia radości i smutki
idą w parze w różnym rozmiarze
Moje oczy gdy szczęściem płakały
radośnie się wtedy uśmiechały
Dzisiaj jesień zapukała
oczom tę radość zabrała
posmutniały niebieskie oczy
smutek jesieni w nie wkroczył
pytając co będzie tyle tęsknoty wszędzie
smutki robią częste pobudki...
Nadzieja szepcze
trzeba nam radość jeszcze zaprosić
by oczy błękitem szczęścia zrosić
Miłość posmutniała w jesieni kocham.
też usłyszeć by jeszcze chciała...
Moje jesienne myśli i oczy jutro
tak jutro dzień zapewne je znów zauroczy
z dobrą nadzieją i marzeniami
zobaczę się w lustrze z błękitami ...



Niebo dla wszystkich jest takie samo

Dobrym człowiekiem być
To sztuka
Dobrym człowiekiem być
To wieczna nauka
Dobrym człowiekiem być
To zauważać drugiego
Nie tylko siebie samego
Dobrym człowiekiem być
To umieć kochać i pomagać
Nie tylko nauczać i wymagać
Dobrym człowiekiem być
To kochać siebie samego
Łatwiej zrozumieć wtedy
Obok człowieka drugiego
Dobrym człowiekiem być
Nie pytać z jakiej racji …
Wyciągnięta dłoń
Oznacza szacunek
Bez zbędnych owacji
Dobrym człowiekiem być
Widzieć też innych poczynania
Wielu ma cenne wartości
Światu do przekazania
Dobrym człowiekiem być
iść do jutra z innymi
aniołami skromnymi

Dobrym człowiekiem być
podnosić słabszym skrzydła
do lotu
bez potrzeby odwrotu
Dobrym człowiekiem być
to być pomocnym aniołem
bo
każdy z nas ma tą samą rolę
kochać
niebo jest dla wszystkich
takie samo…



Otaczając się kwiatami

Otaczając się kwiatami
dzień uśmiechem
pocałunkiem miłości witamy
nasze myśli uśmiechają się jak
kwiaty
świat bogaty bo są z nami te piękne cuda
kwiaty
są takie delikatne kochane ciepłem
malowane i pięknem natury
Smutny byłby świat i my gdyby nie ten cudu
kwiat
dzięki tym cudeńkom świat piękniejszy
i ci co piękno to widzą
Rozsiane po świecie to piękne
kwiecie koi ból dając uśmiechnięte szczęście
serca wypełniają się miłością a dusza radością
cudownie pisana chwila dnia roześmiana kwiatami
niech trwa
Kocham wciąż kwiaty i ja uśmiecham się
ze szczęścia biegnie po policzku łza
wciąż się nimi delektuję i otaczam
a gdy je dostaję smutkom wybaczam …



Pokochaj

Moje przemyślenia kieruję
w stronę serca
wiem że ono jest skarbnicą miłości
tylko
pytanie się nasuwa
dlaczego
tak bardzo zło przykuwa
ludzi którzy też mają serca
bo przecież bez niego
nie da się żyć...
tylko miłość może zmienić
jego wartość
może nie wszyscy wiedzą
jaka jest pochodna miłości
ile w niej ciepła i cierpliwości
ile pokory
by
drugi człowiek potrafił pokochać ...
pokochaj
z miłością życie piękniejsze
i łatwiej dobrem pokonać trudności
które są częścią życia każdego z nas
a dzień co dzień
daje nam nowe możliwości
do radości wspólnej...
pokochaj życie
i jego wartości dobra
pokochaj ...



Księgi

Nasze księgi często milczeniem zapisane,
białe pismo na białym papierze
nie do odczytania
dlatego pewnie biegniemy bez opamiętania
do przodu...
sami dla siebie winniśmy być
ostrzeżeniem
by nie szafować niczyim mieniem ...
wyjście z labiryntu nieprzemyślanych
kroków nie jest proste
stawia wartości życia z boku ...
zapiszmy nasze wspomnienia wyraźnym
czytelnym pismem jako upomnienia
i poprawki dla nowego jutra
ze słońcem nadziei ...


czwartek, 21 lutego 2019

Buldożery elokwencji - Piotr Kasperowicz







Piotr Kasperowicz

Buldożery elokwencji







„Udźwig nośnej torby”


Najpotężniejsza z nośnych toreb 
o głębi nieprzeniknionej jak zjawisko przywierania do teflonu 
najbystrzejszych skrawków mózgu
pomimo wymiennych uchwytów w różnych kolorach
nie udźwignęła inwazyjnego uzurpatorstwa odcieni prawdy
jej odbłysków i odprysków spod chamskich pysków
których niewiedza nie rani im serc
mistrzyni depozycji strat wewnętrznych z ruchomą wyściółką 
umożliwiającą wymianę lub pranie po zafajdaniu 
obarczona przez lewe ramię akcyzą od krnąbrnej pomyślności
splunięciem po trzykroć utorowała sobie miejsce 
w dole kloacznym typu szambo 
w czymś ponad kanalizacją szemranego umysłu.





"Najwyższy stopień negacji"


Błazen na dzień przed eutanazją z ostatnim dzwoneczkiem sarkazmu 
zaleca najwyższy stopień efektywności energetycznej w negacji 
zaktualizuj bazy danych i bądź zmienną niezależną samego siebie
na drodze pożarowej porzucania średniowiecza w wymysłach magii 
na rzecz żywego srebra wewnątrz superszybkiego światłowodu
w eksplozji populacyjnej przerostów prostoty w kreacji rzeczywistości
zło znajdzie nieskończone ilości ścieżek dostępu do mózgów.





"Karmę podano!"


Chciałbym złożyć podanie w celu zmiany karmy
ze względu na wieńce laurowe w zupie z proszku
dziury w błonie śluzowej jedynego żołądka
i ochłapy pyszczków umiejscowione w pasztecie
zamieszana w to jest wieczna niepewność dawana ludziom
zbyt długo rozwodzącym się nad sobą w supermarkecie
by w sztucznie zagęszczonej kolejce do kasy się ze sobą rozwieść
po obrzuceniu nastrzykniętym udźcem
zostawiają śródmaciczne wymazy nabłonka
na pastwę genotoksycznego efektu przewlekłej ekspozycji 
wobec zmyślnie poukładanych kiszonych jaj
w kapsułkach przeciwzbrylających bez cholesterolu
wątpliwy zaczyn nowego życia
motywacja ścięta galaretą 
dzięki mączce kostnej z braci mniejszych
kwintesencja smaku glutaminianu sodu modyfikująca kubki
zabite mięsiwo kontra całkiem żywe pączkowanie odczuć i obaw
że moja karma może być obecnie wykwintnie mielona żywcem.




"Naczynia połączone"


Zrosty odczuwania stały się nie do zniesienia
doznał zdruzgotania na skutek widoku z okna
jak również przez wszystkie okna Windows'a
dramat ziejący z rozdarcia ciasnego myślenia 
wobec rwącego skoku w ewolucji rasy ludzkiej 
omijał świadomość w skali globalnej 
odpierał wszechrzecz od wglądu
zawężał horyzont naczyń połączonych
które wbrew przypuszczeniom 
pomimo zainstalowania ich w obrębie buraków
nie okazały się krwioupustną sokowirówką
przeżył humanitarne piekło w piekarniku 
z galopującą funkcją czwartego wymiaru
myląc teleportacje z termoobiegiem
w zapiekanym kalafiorze nie odnalazł głąbów
stwierdził jedynie oznaki chemii niemieckiej kiedy
którąś z mikrofal uderzał w żaroodporną szybkę 
zamiast zainwestować w dewocjonalia i amulety
wirował bez sensu w każdym kierunku.




"Osobnicza przydatność opałowa"


Miłosierdzie w ludzkiej infrastrukturze
ma blokadę na dobre uczynki 
bo przecież każdy z nich zostałby ukarany
pobudza to tajemnicze gruczoły dokrewne
do budowy atmosfery terroryzmu wszechtolerancji
niebanalnie zbite z azbestu czerepy
pozbawione stresu technologicznej antropopresji
zamiast transmitować stopują dane
pędząc na przeciwmgielnych 
światłowody cofają w czasie 
gdy grzechem jest to w co wierzy mniejszość 
zjadaczy grzechów  na rozdroża wywożą taczkami
otępieniu czy opętaniu 
po zapachu naftaliny robią bezbłędne wskazanie 
z jakości błony dziewiczej są w stanie określić 
osobniczą przydatność opałową
lub prorodzinny wymiar rozrodczy samic.






sobota, 13 października 2018

Jarosław Kapłon - Forpoczta







Jarosław Kapłon 

 Forpoczta



\


istota


nie pamiętam narodzin jedynie korytarz 
wypełniony światłem moment oddzielenia się od statku 
matki noc pod jaskrawą żarówką a potem słowa 
niezrozumiałe sygnały tyle czułości 
bo tylko w takiej kolejności mogło zrodzić się życie
najpiękniejsze są jednak oczy 
rozległe otoczki gwiazd mgławice przez które przemykam 
niczym astronauta w konstelacji bliźniąt 
mijam Kastora i Polluksa a po chwili wracam
do drogi mlecznej i jak czarna dziura
wysysam z niej całe gwiezdne systemy nieznane obiekty 
hektolitry białej materii wkrótce zasypiam 
wyczuwając jej skupione spojrzenie



studnia


z głębokiej studni kosmos widać jak na dłoni 
jasna plama światła odbija się w oku 
jest w tym jakaś pułapka 
to baczne podglądanie się nawzajem 
prowadzi do dziwnych skojarzeń 
trzeba nauczyć się krzyczeć ratunku 

echo ma głos kobiety która nie umarła jak te potopione koty 
miłość przecież nie zna granic 
woda krąży w przyrodzie z ust do ust 
więc musi nastąpić jakieś niebo 
możliwe że ktoś tam w górze opuści aluminiowe wiadro 
które kilkanaście kręgów nad nami
błyszczy niczym księżyc



perseidy


żar z papierosa odsłania mały fragment pokoju 
zapamiętuje fotel wduszony w kąt ścian 
wszystko inne jest poza jakby nie istniało w pamięci
liczę do pięciu otwieram oczy 
wymazując z osobna niespełnione marzenia 
cisza zwiastuje burzę papieros dogasa 

w płonącym wszechświecie myśli są jak unoszące się 
ciepłe opary poruszam się po omacku
wymyślam wszystko od nowa nie ma imion 
nie ma twarzy anonimowi ludzie 
utleniają się kropla po kropli



forpoczta


siedzę wpatrując się w muchę w jej czarny odwłok 
teraz nanodrony zachowują się jak owady 
kieszonkowe robaki szpiegów roje przypuszczeń 
zastanawiam się czy istnieje jakieś panaceum 

za oknem ptaki zmieniają się w czarne punkty 
w litery reklam w tarcze strzelnicze w widmo zamachu 
niechcący znalazłem dziurę w poduszce 
myśląc jak cienka jest pościel w stu procentach z bawełny

od kiedy zamieszkujemy w dużym mieście 
magazynuję na skórze odciski palców krople potu 
krew bo nikt nie trzyma ręki na pulsie 
dopada mnie białe światło dźwięk helikoptera 

kolejna myśl o wybuchu dogania ciężarówka na moście 
w telewizji ktoś mówi o kolejnych wystrzałach 
aż podrywają się żołnierze bataliony mężczyzn 
całe armie tych młodych chłopców 

karmię kotkę o czwartej nad ranem później kładę się 
obok ciebie moja zmiana warty już się skończyła






zakłócenia


utrwalam moment wznoszenia gołębi 
kilkuminutową tęsknotę każdy ma swoją przestrzeń
prawo do nadziei przebiegając drogę 
w niedozwolonym miejscu czuję śmierć za plecami 

wszelki byt ukryty w piszczących oponach
jestem podatny na dźwięki ruch 
jak więc zbliżyć się do nieuchwytnego 
zadać pytanie i otrzymać odpowiedź

jadę autobusem na wschód 
cofam w czasie gołębie zataczają koła 
nie są pewne powrotu wystarczy jeden telefon 
refren obcej kulturowo piosenki 
potem następuje wybuch 



równowaga


mógłbym przysiąc że umarłem że nie ma 
obok niczego co zapamiętałem na co patrzyłem 
przed snem czułem jak świat przygasa 
umożliwia jedynie retrospekcje zdarzeń 
bez możliwości przewijania do tyłu 

hamowania które pozwoli otworzyć oczy 
usłyszeć pisk i znieruchomieć uwierzyć w cud 
zmartwychwstania poczuć pierwszy 
nabierany oddech zobaczyć to samo miejsce 
przez pryzmat widzenia wszystkiego z góry 

jakbym był ponad zupełnie innym bytem
więc dotykam ciebie śpiącej na dowód że jestem 
w tej rzeczywistości z której niedawno 
wyszedłem ocierając się o twoje zimne nogi 
o przeszywający chłód namacalnego świata



cel


celujesz dla zabawy laserowym czujnikiem odległości
rozsądzając o życiu na tamtej płaszczyźnie ulicy 
wypatrując miejsc niczym okazji decyduje ślepy los 
że to miasto które widzisz przed sobą jest celem 
owad na szybie nigdy nie wyleci poza nią 
i nie doświadczy niczego po drugiej stronie 

gwiazda na niebie wybuchnie przeistaczając się 
w błękitnego karła forma którą ktoś kiedyś modelował 
własnymi rękami zniknie jedynie dźwięk miasta zostanie 
będzie trzeba przywyknąć jak do głosu nawigacji 
która nie ma do ciebie pretensji kiedy wytyczasz nowy 
cel podróży a potem cofasz się o kilka kroków 
stojąc niepewnie jakby przemówił sam bóg 



trup 


od opisów nudy wolę zabawę w wojnę 
można podnieść ręce do góry poddać się 
a potem patrzeć w dół myśleć o tych wszystkich robakach 
wijących się i czekających na moje ciało 
można też upić się wlać pół litra wódki 
prosto w serce zakochać bez wzajemności 
zachorować na nadciśnienie zgubić się 
samotnie w pokoju umrzeć i nie zaistnieć 
na rodzinnym zdjęciu albo już nie żyć 
od początku leżeć sztywno w gajerze 
z zamkniętymi oczami przyprawiać całą resztę 
o smutek nie odliczając do stu nie szukać




drążenie dziury w całym


dwie dziury w ścianie jak opuszczone wyspy 
miejsca które przenoszą w czasie spinają 
kuchnię z pokojem niczym szare guziki ubranie 
mogą okazać się mapą dobrze widocznym znakiem 

zwykłą skazą na betonowym materiale 
wszystko jedno jak dalej potoczy się życie 
ciekawość każe patrzeć w głąb między okrągłe 
przepełnione otchłanią cementu i żwiru oczy 

które jak dwa światy obok siebie istnieją 
przenikają się kiedy wiercę wzrokiem rozdrapuję 
palcami przeszukując ziarnko po ziarnku 
w kilku miejscach na raz jakby pamiętały 

coś czego nie da się opisać słowami i próbowały 
przekazać uporczywie przekuwane światłem 
że zostały zerkającymi oczami wywierconymi 
w niedawno postawionej ścianie 












Jarosław Kapłon- ur. 1972r we Wrocławiu. Autor czterech tomów wierszy: "Sprawy przyziemne"- 2012 "Grawitacja"- 2013 "Projekcja"- 2013 „Oswajanie chmur”- 2016. Współautor tomiku wydanego wraz z Marzeną Bruś "W miłości chodzi o wszystko"- 2015. Jego wiersze ukazały się w almanachach pokonkursowych jak i w antologii "Poeci Polscy 2016, 2017” (Pisarze.pl). Laureat Ogólnopolskich Konkursów Literackich m.in. XVI Ogólnopolskiego i Polonijnego Konkursu Literackiego im. Leopolda Staffa. Jego teksty publikowane 
były w czasopismach takich jak; Migotania, Szafie, Nestorze, Ricie Baum, Interze, Wakacie, Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym, Wyspie, Salonie Literackim, e-Tygodniku Pisarze.pl, Internetowym Magazynie Kulturalno-Literackim Szuflada.net, Kurierze Zamojskim, Śląskiej Strefie Gender, Magazynie Literackim, Obszarach Przepisanych, Nowych Myślach, Helikopterze, Poetyckiej Poczcie Radia Koszalin jak również 
na portalach internetowych. Obecnie mieszka i pracuje w Zamościu.







środa, 3 października 2018

Krzysztof Rębowski - Piknik pod Wiszącą Skałą







Krzysztof Rębowski

Piknik pod Wiszącą Skałą 



Przebić się !  (The Doors, wersja 2018)

Dzień rozrywa noc 
niczym szczypce kraba 
zawieszonego na niebie 

Pomyśl dziewczyno 
jak łatwo uwolnić 
się z mroku 

Przebić się na drugi brzeg !
nie słuchać już płaczu 
skazanych na porażkę 

Należy dążyć do celu 
pod łopoczącym sztandarem 
przebić się na drugi brzeg !
Mrok ustępuje pod naporem światła 
miłość jest wieczna 
i woła nas do siebie 



Zimowa miłość  (The Doors , wersja 2018)


We wrześniu spadł śnieg 
to nie mieści się  w głowie !
zgarniam zimową powłokę 
z zielonych liści 

Twoje serce bije dla mnie 
wyczuwam lodowaty podmuch wiatru 
chodź ze mną … 
do krainy łagodności 

Zimowa miłość 
tańczy na lodowym parkiecie 
zaprasza do udziału 
w corocznym balu 


Mam nadzieję, że przeżyję 
srogie mrozy, bo Twoja miłość 
znowu mnie  ogrzeje 



Prorocze sny 

Nawiedzają mnie sny 
w przededniu ważnych wydarzeń w życiu
głowa ministra 
dialogująca ze mną 
w noc poprzedzającą 
spotkanie w kinie z dziennikarzem 
ścigający mnie tłum ludzi 
przed wieczorkiem poetyckim 
kolejka ludzi do znanego artysty 
sprzedającego pluszowe zabawki 
i Murzyn zamykający sklep 
(troskliwość nie jest doceniana ! )
w przeddzień Parady Seniorów na wrocławskim Rynku 
wszystko to zapisane w pamięci 
i zanotowane zaraz po przebudzeniu 
niezawodna intuicja 
trzecie oko jak u jasnowidza Jackowskiego 
podążające za mną
i moim poetyckim posłannictwem  



Kobieta spod kościoła Bożego Ciała we Wrocławiu 


Przechodząc często obok kościoła Bożego Ciała
spotykam wychudzoną kobietę w okularach 
żebrzącą o jałmużnę, sięgam do kieszeni  
wyjmuję monetę i wrzucam do papierowego kubka 
ona prosi o chwilę spokoju, wyjmuje święty obrazek 
i podaje mi z wdzięcznością 
dziękuję i idę dalej 
zastanawiam się kim jest ?
kim była przedtem ?
zanim znalazła się pod kościołem 
zgarbiona w bolesnych szatach 
z twarzą świętej 
ze staromodnej ikony 



Ciesząc się ciszą (Depeche Mode, wersja 2018)   

Nie potrafisz zrozumieć słów 
które przerywają ciszę 
a jednak  posiadają moc 
ukrytą w prostych akordach 

Świat zmierza w złym kierunku 
pozbawionym sensu 
musimy się temu przeciwstawić 
utworzyć łańcuch żywych serc !

Słowa zawarte w silnych ramionach 
posiadających moc czynienia dobra 
nie załamuj się, bo miłość zwycięży 
jestem o tym przekonany 

Stojąc na szczycie 
drapacza chmur 
jestem szczęśliwy, że doczekałem 
tej wyjątkowej chwili 
ciesząc się ciszą, wśród gwaru 
wielkiego miasta !


Muzeum Przyrodnicze 


Wymarły łoś z wielkimi rogami 
ustawiony na środku sali 
podziwiałem go lata temu jako dziecko 
na szkolnej wycieczce 
niższy o dobrych kilka  centymetrów 
dzisiaj wracam w to samo miejsce 
jako dorosły człowiek 
łoś nieco zmalał, ale nadal wprawia mnie w zachwyt 
fotografuję się chętnie z jego majestatem  
bo był królem puszczy galopując przez knieje 
aż do momentu, kiedy nieostrożnie wpadł w bagno 
które odebrało mu życie i uwieczniło na wieki ! 



;::


Słońce nas spali 
afrykańskie słońce
szukające okazji
aby się wykazać 
w swoim dziele zniszczenia 
ale zanim to nastąpi 
zdążymy się wzajemnie zagryźć 
kochając do bólu !



Zombie Boy 


Cywilizacja powołuje do istnienia 
Istoty rodem z kosmosu 
Eksponowanie ludzkich kości 
Na skórze człowieka 
Absurdalny kostium 
Rozkładu za życia 
Mit pop kultury 
Opakowany i wystawiony 
Na sprzedaż 



;::


Zepsuta lodówka 
jak pustka w życiu …
gdzie są kochający ludzie 
którzy jeszcze wczoraj tu byli ?
słowa są za małe, aby to opisać  
anonimowy człowiek 
w bezkształtnej masie 
nie wymieniony z nazwiska i imienia 
w końcowych napisach filmu 



Reportaż 


Wiersze na poetyckiej stronie 
reportaże z życia szarych ludzi 
zamkniętych w blokach lub kamienicach
w sytuacji bez wyjścia 
proza nie budzi we mnie wstrętu 
zapach moczu na klatce schodowej 
potłuczone butelki po wódce 
menele żebrzący o parę złotych 
gawrony na spróchniałych drzewach 
przyglądające się sytuacji 
jestem poetyckim dziennikarzem  
i nic co ludzkie nie jest mi obce  



Piknik pod Wiszącą Skałą 


Rok 1900 wycieczka z elitarnej pensji dla dziewcząt 
w dniu Świętego Walentego pod Wiszącą Skałę, miejscową atrakcję 
tajemnicze miejsce rytuałów Aborygenów 
zakłócenia w czasie, schodzenie coraz głębiej pod ziemię 
balansowanie na skraju odczuwalnego świata 
zniknięcie w najmniej oczekiwanym momencie 
senne marzenia urzeczywistnione na jawie 
dziewczęta w korytarzu czasu 
z którego nie ma już powrotu 
spłoszone ptaki gestem rozpaczy 
czy ktoś chce wracać do pensji po takim zdarzeniu ?
lepiej błądzić po wieki w wyimaginowanym labiryncie ! 


;::

kontakt z autorem - Hyde55@op.pl











piątek, 8 czerwca 2018

Janek Rotten Chłopecki - NIEWYRAŹNY ZARYS CZŁOWIEKA



Janek Rotten Chłopecki 

NIEWYRAŹNY  ZARYS 

CZŁOWIEKA





PASTYLKA

daj mi pastylkę odwagi abym mógł usiąść przy stole
mam talerz z kośćmi niezgody polej mi w kielich pokorę
daj mi do ręki giwerę bym mógł zakręcić bębenkiem
bym mógł pożegnać się z życiem ze światem idąc za rękę

jeszcze mój oddech się skrapla na lśniącym ostrzu twej skóry
czerwone płatki rozwagi wykute w oczach ponurych
jeszcze na palcu gęstnieje poranna mgiełka rozwagi
piasek już płonie zazdrością trumna dodaje powagi

czy to ode mnie zależy w którą to stronę zawieje
gdy oddech wiatru na twarzy rozwieje wszelkie nadzieje
kula już czeka w komorze gdy martwy przedmiot ożywa
martwe już ciało na bruku granice czasu rozmywa




POLOWANIE

w ciepłym lesie w ściółce saren
gdzie powinno być bezpiecznie
jakieś dziecko zabłąkane
drogo płaci za swe miejsce

to nie dziecko sarny dzika
ani nie psa myśliwskiego
można strzelać prosto w serce
bo z gatunku naczelnego

kością staje się niezgody
mógł gdzie indziej szukać miejsca
ludzki bachor - jego wina
przecież lasem rządzi strzelba



BYŁEM

poszedłem dzisiaj kupić na obiad
zupkę chińską (w proszku) robioną w polsce
czyli nigdzie w europie
byłem w biedronce by kupić mleko
i wyszedłem z płytą winylową the clash
adapter chyba kupię w żabce
może być tańszy
w ostatnią niedzielę skoczyłem po chleb
na stację benzynową
kupiłem tam jeszcze czipsy i coś do picia
w rossmanie prócz srajtaśmy w artystyczne 
kurpiowskie wzorki kupiłem opłatek 
wodę święconą i zbawienie

w kościele natomiast nie kupię spokoju
tylko nasłucham się o biedzie piszczącej
jak głodna mysz w imperium rydzyka 
i majbachach którymi bezdomni
hojnie kościół obdarowują

moja wina
moja wina
moja bardzo 
wielka wina



ZDARZENIE

przy porannym goleniu
zobaczyłem diabła w swoich oczach
ma mnie prowadzić dzisiaj
za rękę

nie mogłem się go pozbyć
choć chciałem go usunąć palcami
a nawet skalpelem
na lustrze zostały zacieki

zawiódł mnie w śmierdzącą uliczkę
zmory mnie otoczyły kradnąc portfel
a nie życie



PORANEK

lekkim westchnieniem dłoni
oddalam na bok troski
jak okruchy ze stołu
by skupić się na kawie

w dymie widzę potępieńców
splątanych jak liście
w porannym tańcu
nad spoconą filiżanką

mam jak zwykle za mało czasu
na miłość
bo śpieszę się do pracy



NIEWYRAŹNY ZARYS CZŁOWIEKA

nie miej cierpienia na twarzy
nie syp z włosów popiołu
niech w popielniczce się kisi
z papierosem zapomnianym
jak wiadomość spisana na bibułce
po wewnętrznej stronie

kiedy żar trawi liście tytoniu
wiadomość nabiera powagi
ciemnieje i zanika
odchodzi tam gdzie stare gazety
z jesiennymi liśćmi
na gładkich palcach stóp

a potem wróci z podwójną dawką 
westchnienia
kiedy otwierasz z rana oczy
i dostrzegasz
niewyraźny zarys człowieka



HANNIBAL

giętkimi palcami przeginam
elastyczność twoich włosów
patrzę w robaki twych oczu
dostrzegam wdzięczność w głębi czaszki
pod kopułą snów

słowa pajęczyną elektronów
oplatają i wyciskają
ostatnie soki
z pachnącego bochna mózgu 
kroję go przekleństwem
bez opamiętania

wściekły miłosnym uniesieniem
rozrzucam plastry wokół
psom ochłapy na pożarcie
strzępki twoich myśli
zlizuję z noża 
ze smakiem


SĄ JESZCZE TACY

skrzydło firanki w moim oknie
uleciało z hukiem na zewnątrz
zamachało przed nosem jakiemuś gościowi
wybiło z rytmu dnia
staną jak oparzony
złamanym papierosem
zaciągnął się haustem powietrza 
z mojego pokoju

poczuł się nieswojo
jakby wszedł w brudnych butach
do czyjegoś domu



NA CHWILĘ PRZED KOŃCEM

kiedy tak siedzę i milczę
pod skorupą z obojętności
i nie widzę zawiści w twoich oczach
pogardy pod paznokciami
cichego syku
oskarżeń

kiedy tak nie czuję
bo nie daję rady niczego
bo nie słyszę w chałasie
bo rytm serca czaszkę miażdży
i świst płuc
oślepia

kiedy tak jestem do niczego
popsuty wśród szkła na asfalcie
zewsząd otacza mnie jucha
w kolorze płatków róży

za późno na oskarżenia
twój wskazujący palec dotyka
pustego cyngla wspomnień
który się zaciął
ostatnią kroplą
oddechu


ZERWANIE

patrząc mi w oczy kroisz bochen twarzy
nikłym płomykiem uśmiechu
gasisz jak papierosa
w popielniczce spojrzenia
koralami dłoni odgarniasz włosy
jak snop siana

wygaszasz mnie jak ekran komputera
kasujesz jak przeczytanego esemesa
(nawet nie jak bilet - tym można jeszcze
kanarowi sypnąć w oczy
jak piachem)

muszę więc odejść w zimną szklankę nocy
zgasnąć zapałką syczącą w kałuży
mimo to siedzę
z założonymi na kark rękami
jak ofiara przed plutonem
egzekucyjnym








Janek Rotten Chłopecki 


- Warszawski punkowy załogant, lat 39, ma na koncie 2 arkusze poetyckie, wydane w 1998 roku (Staromiejski Dom Kultury), potem w na przełomie roku 2009/ 2010 metodą D.I.Y.  metodą "kopiuj wklej", debiut w piśmie Literatura w 1998 roku, potem wiele lat przerwy, publikował jeszcze w zinach punk rockowych "Ściana Wschodnia" i "Liberation", no i na facebook'u, na własnej stronce. Tekściarz zespołów NIESTETY, STARCIE, oraz "tekstowy wolny strzelec", oczywiście bez przesady!!! Współpracował tekstowo z zespołami - DR NAGNIOT, EL BANDA, ANTYHIPOKRYZJA, czy STREGESTI (kawałek na płycie się nie ukazał, ale kto wie) oraz EMU ON THE ROAD - rock, ostatnio zaczął współpracę z zespołem  ZAKŁAD PRODUKCYJNY (punk 77 ) .








środa, 1 listopada 2017

Zenon Cichy - Quo vadis homo sapiens...?





Zenon Cichy

Quo vadis homo sapiens...?





ZAGADKOWE ŻYCIE

Czy też chcemy, czy nie chcemy -
nie ma rady!
Spotykamy często w życiu
zagadki, szarady!

Posłuchajcie przyjaciele
dobrej rady:
Rozwiązujmy wszyscy razem
zagadki, szarady.

Kto na przykład tym w Bydgoszczy 
ciosy zadał?
Prokurator nie rozstrzygnął!
A to ci szarada!

Kto trujące fiolki rzucił 
do gromady?
Nie wykryją pewnie sprawców
śmierdzącej szarady.

Pamiętamy krwawy Poznań,
Gdańsk i Radom...
Kto do ludzi kazał strzelać - 
do dziś jest szaradą!

Kto towary ściągnął z półek
i spod lady?
Nie odgadniesz tajemnicy
handlowej szarady!

Kto dziś szczerą prawdę głosi?
Kto źle gada?
Telewizja prawdę mówi,
czy to też szarada?

Kto przyjaciel, a kto wróg nasz?
Szkoda gadać!
Bez pół litra nie rozbieriosz -
taka to szarada!

Konfrontacja nam skądś grozi -
trudna rada!
A właściwie, skąd ten kryzys?
Oto jest szarada!

--------------------------------wrzesień 1981r.



DO WSZYSTKICH SUMIEŃ ŚWIATA

Dokąd prowadzi wyścig zbrojeń ? 
Nie trzeba wielkiej wyobraźni.
Do wspólnej śmierci trzech pokoleń -
masowej, gigantycznej kaźni!

Niepewny staje się sens trwania,
żadne pociechy nie pomogą...
Nic przecież po nas nie zostanie!
A jeśli nawet, to dla kogo?!

Więc póki jeszcze nie za późno,
WOŁAM DO WSZYSTKICH SUMIEŃ ŚWIATA:
Bądźmy przyszłości świata kuźnią.
Niech trwa w pokoju długie lata!

Wstrzymać szaleńczy wyścig zbrojeń!
Wyplenić wszelkie zło na Ziemi,
aby nie było zbrodni, wojen,
kalek i z głodu ludzkich cieni!
Zenon Cichy
KTO ODPOWIE?
Dokąd na oślep świat ten pędzi?
Jaka go siła tak pogania,
że się znajduje na krawędzi
ludzkiego bytu i konania?

Kto nam szykuje koniec świata?
Czy Bóg, czy człowiek jego sprawcą?
Kto wie, jaka ostatnia data?
Kto będzie tylu ciał oprawcą?

Czy świat ten światem jest ostatnim?
Co niesie era atomowa?
Czy ktoś przeżyje ten kataklizm?
Czy życie zacznie się od nowa?

Kto na pytania te odpowie?
Czy nie ma żadnej już nadziei,
ażeby złu temu zapobiec?
Pójdziemy w nicość po kolei?



APOKALIPSA

Jedzie wóz oświetlony latarniami,
wokół mnóstwo gwiazd marzycielek
o pulsującym życiu na nich,
bo takich w kosmosie jest niewiele.

Czy tylko Ziemia doznała zaszczytu 
być oddaną w posiadanie ludzi,
dążących do jej rozkwitu?
Pytanie to wątpliwości budzi.

Quo vadis homo sapiens,
uznający się za wybrańca Boga?
Zmieniasz linie na swej mapie,
czyniąc wśród sąsiadow wroga!

Prowadzisz stale wyścig zbrojeń,
by mieć przewagę nad swym wrogiem.
Chcesz spełnić jedno ze swych urojeń:
Być na tym globie Panem Bogiem!

Ogarnięty krwawą wendetą
użyjesz najgroźniejszej broni skrycie...
A Ziemia stanie się planetą
jak inne - marzącą, by powstało życie!



JESZCZE NADZIEJA

Jeszcze nas cieszą wiosny
świeżą, bujną zielenią,
jeszcze przyroda służy
żyjącym pokoleniom.

Jeszcze nadzieja w ludziach,
lecz może się tak zdarzyć,
że już nie będzie komu
zliczyć kalendarzy...

Jeszcze wracają ptaki,
wiją gniazda w nadziei...
A jeśli jej zabraknie,
gdzie się wtedy podzieją?



W OJCZYŹNIE MOJEJ

W Ojczyźnie mojej pod polskim niebem
są śnieżne zimy, jesienne deszcze,
wiosny i lata pachnące chlebem...
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.

W Ojczyźnie mojej znam ptaków mowę,
drzewa pozdrawiam serdecznym gestem,
do kwiatów mówię najczulszym słowem...
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.

W Ojczyźnie mojej poznałem słowa,
które składając gładzę i pieszczę.
W ustach mych inna nie zabrzmi mowa.
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.

W Ojczyźnie mojej pod chłopską strzechą
zawarłem przyjaźń ze znanym wieszczem.
Do dziś te księgi są mi pociechą...
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.

W Ojczyźnie mojej zdobywam wiedzę,
każdy dzień kończę kartek szelestem.
Dziś nad strofami i rymem siedzę...
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.


W Ojczyźnie mojej kryzys, odnowa
spowodowana ludu protestem
i niepisana z sobą umowa...
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.

W Ojczyźnie mojej ja się nie poddam,
choćby nadeszły chmury złowieszcze.
W razie potrzeby życie swe oddam.
Tu świat ujrzałem i tutaj jestem.

W Ojczyźnie mojej ziemia jak matka
przytula dzieci do swego łona,
więc bronić trzeba jej do ostatka...
Tu świat ujrzałem i tutaj...skonam.

Maj 1984 r.

Motto:
"W mojej ojczyźnie, do której nie wrócę..." /Czesław Miłosz/.



W WIECZNYM ŚNIE?

Czy tylko w wiecznym śnie
nie starzejemy się
i jesteśmy szczęśliwi,
chociaż już nie żywi?!

W jakim stanie zmartwychwstanie
ciało spłodzone, a nie narodzone,
zgniłe, rozerwane albo skremowane ?

Gdzie zmartwychwstałych
Pan Bóg pomieści?
To mi się w głowie nie mieści ! 

Czy ktoś do mnie przyjdzie
i o tym mi powie?
Czy do własnej śmierci
tego się nie dowiem?!

27 września 2010 r.



MOJA POEZJA

Moja poezja - ulotna chwila.
To klekot boćka i lot motyla, 
to zapach trawy, kolory kwiatów,
to poszum liści w powiewie wiatru...
To dni i noce i pory roku,
to znane dźwięki i odgłos kroków...
To teraźniejszość, przyszłość i przeszłość,
to żal za wszystkim, co już odeszło...
To bicie serca - odzew mej duszy,
to głazy, które słowem chcę wzruszyć!
To szarych ludzi troski, wesela,
to dzień powszedni, święto, niedziela.
To warkot maszyn i praca znojna,
to zawsze pokój, a nigdy - wojna!
To łan pszenicy, zboże w stodole,
to dach nad głową i chleb na stole!
To czułość matki i dziecka uśmiech,
to kołysanka nad jego łóżkiem...
To las i pole, góry i morze,
to biel i czerwień i polski orzeł!
To mowa polska dźwięczna i prosta,
to hymn radosny i smętna piosnka...
To wieś rodzinna, Gorzów, Warszawa,
to mała sprawa i wielka sprawa.
To ziemia polska piękna i żyzna.
Moja poezja - moja Ojczyzna!







Zenon Cichy


 ur. 22.10.1945 r. w Wojnowicach woj. Wielkopolskie. Od 1970 mieszka w Gorzowie Wllp. Magister filologii polskiej, nauczyciel jezyka polskiego od 1966 r do 1988. Poeta i autor tekstów piosenek wykonywanych przez kapele WALIZA. Autor 3 tomików: POD JEDNYM SŁOŃCEM, JESZCZE NADZIEJA i URODZONY ZA POZNO.  Od 2006 r. na emeryturze prezentuje swoje wiersze z pamięci w bibliotekach, klubach i programach słowno-muzycznych.