Ewelina Sokołowska-Andrzejewska
Cisza zakuta w obrazach
świadomość
oto ja
jestem tu
choć biorąc pod uwagę fizykę
odfruwam w nicość przestrzeni
nie ruszam się
lecz z pola widzenia chemika
drgam tysiącami cząsteczek
nie czuję nic
nawet igła biologa nie zmusi mnie do drgnięcia
moich myśli
nie przepełnia chęć przelania
liryki na pustą kartkę
nie potrafię policzyć
jednakich dni
choć tak ceniłam matematykę
mierzę puls
by sprawdzić czy czas mojego bytowania na ziemi
nie dobiegł końca
nie czuję siły
z którą krew powinna uderzać o liche ścianki żył
więc
kładę się na łóżku
by zgodnie z konwencjami genewskimi
humanitarnie
umrzeć
au revoir tout le monde*
niczyjam ci jest
niczyjam ci jest
słone leję łzy
czemuż to powiedz
ach mi odpowiedz
takś daleko ty
niczyjam ci jest
jak samiuśki ptak
co w niebiesiech zórz
w słońca pędząc róż
zeschnie niczym mak
niczyjam ci jest
dajże usta mi
przyciśnij mą pierś
nockę całą pieść
aż nastanie świt
niczyjam ci jest
rosa cierpko lśni
wstaje mglisty dzień
nie odnajdę cię
do ostatnich dni
powiew lata
magia w morskim szumie płynie
wicher goni chmur zastępy
och ty świecie tajemniczy
och ty świecie niepojęty
falochron rozbija fale
na błękicie zawieszona
mewa cała w bieli, czerni
rozchyl dla mnie swe ramiona
niechaj słodycz się rozleje
niczym lody na patyku
zachód słońca, leśne knieje
eh radości bądź bez liku
jestem
jestem
igłą w kołowrotku czasu
matecznikiem w głębi lasu
śmiechem dziecka
w ciszy lęku
gdy ból minie
pięknem dźwięku
jestem
cichym świerszczy graniem
i w niebiosa ulataniem
póki żyw mój duch i tchnienie
jeszcze stanę się
marzeniem
maskarada
maski przede mną
maski nade mną
i maska we mnie
pragnę ją ściągnąć
zniszczyć, wyciągnąć
lecz nadaremnie
bal huczy w koło
gwarnie, wesoło
więc czekam
mój żal ukryty
tłum nieprzebyty
… uciekam
już jestem w lesie
wiatr rześki niesie
mą wolę
czy się otrząsam?
nie, nadal pląsam
w niewolę
promyki a świat...
Jesteśmy promyczkami rozświetlającym świat.
Nadajemy mu sens i oczarowujemy sobą.
Gdy gaśniemy on zamiera.
I choć nadal istnieje
zostaje tylko światem.
córa Welesa
słońce zasnęło w korzeniach świata
zaskrzeczał Raróg w splocie gałęzi
podchodzę w ciszy w mrok drzewa życia
które raz darzy to znów mnie więzi
Chors wyjrzy zrazu zza szumu liści
soki Mokoszy glebę nasycą
oddaję w palce Strzyboga troski
córą Welesa jam czarownicą
źrenice zalśnią przedwieczną mocą
usta rozchylę w szepcie pragnienia
poślę swą duszę w pień siły dębu
wrócę w ufności swego spełnienia
cisza zakuta w obrazach
cisza zakuta w obrazach
życie wchłonięte przez ściany
ukryty błysk słońca w wazach
zupełnie już zapomniany
zegar od wieków milczący
lustro bez swego odbicia
stolik samotnie stojący
porcelanowe nakrycia
sofa zmarszczona zbyt mocno
kwiecisty ogród dywanu
stworzony pracą owocną
bukiecik z liści łopianu
babuni kapcie niebieskie
których nie wzięła ze sobą
zwykłe mieszkanie - królewskie
tęskni za zmarłą osobą