Jarosław Krawczyk
Wyznaczyć swój własny azyl ...
Jest noc
Głęboka matowa
Noc która o tej porze
Nadaje wszystkim przedmiotom
Ten sam odcień
Ten sam zapach
Lekko zaciera ich kontury
Nie bez przyczyny posłużyłem się powyższym cytatem. Pochodzi on z pewnej audycji, której słucham pisząc ten tekst, audycji sprzed lat, która wywarła wpływ na moje zainteresowania muzyczne. Była to cykliczna audycja, na której kolejne odsłony czekało się z niecierpliwością. Kiedy zbliżała się godzina 23.00 w dniu emisji magnetofony były rozgrzane, gotowe do startu. Wszystko musiało działać, wszystko było przecież sprawdzane. Taśma w magnetofonie z przewiniętą rozbiegówką, poziom nagrywania sprawdzony po stokroć, antena ustawiona najlepiej jak można było (i tak zawsze trochę szumiało). I zaczyna się. Taśma poszła w ruch. Płyną pierwsze dźwięki. Dziś zaczynamy od wysokiego G. G jak Genesis, Abacab. No, jest dobrze. Nagle…. O nie, k…. znowu, nie przeżyję. Nie dość, że mono to jeszcze ciągle się psuje. I ta cholerna zębatka. Ale jest jeszcze szpulowiec. Gdzieś miałem pustą taśmę, szybko.
Może tylko ten Abacab mi przejdzie koło nosa. Jasny gwint. Zapomniałem, że ostatnią pustą taśmę dałem Piterowi, żeby nagrał mi Tangram.
I tak to się toczyło. Sprzęt, którym dysponowałem w tamtych czasach to gramofon Artur, kaseciak B303 (nowsza i gorsza wersja MK25), szpulowiec ZK120 (lampowy) i radio Ślązak. Na gramofon i kaseciaka zarobiłem w wakacje, Ślązaka zarekwirowałem rodzicom. A szpulowiec? Z bólem serca dałem za niego Piterowi plakat Exodusu z autografami. I jeszcze był uszkodzony (szpulowiec). Nie był to imponujący sprzęt nawet w tamtych czasach. Ale cóż, nie byłem dzieckiem badylarza, działacza partyjnego ani broń Boże księdza. Moi rodzice byli zwykłymi do bólu robotnikami i z tego względu w kontekście jakości posiadanego sprzętu stałem na straconej pozycji. Taki Radmor kosztował jakieś dwie lub trzy ich pensje. Mogłem więc sobie jedynie pomarzyć o nim. No i marzyłem. Do czasu jak zobaczyłem u koleżanki wieżę, srebrną Diorę SSL042. Dosłownie oniemiałem. W szufladzie zakochałem się od razu. Kiedy wróciłem tego wieczora do domu miałem ochotę rozwalić ten mój grajdołek znajdujący się na biurku.
Jak na ironię oboje rodzice pracowali w jednym z zakładów Unitry. Nie produkował on żadnego sprzętu, jedynie podzespoły (Unitra Miflex). Ale może ten fakt i to, co opisałem wyżej miało wpływ na dzisiejsze moje hobby. Dziś człowiek trochę inaczej spogląda na to, ale czasami wracają wspomnienia i to chyba jest sens tego mojego zbierania sprzętu. Jednak i teraz spotykają mnie niespodzianki. Stwierdziłem na przykład, że w dalszym ciągu mnie nie stać na niektóre egzemplarze. Mogę np. zapomnieć o WSH205, Radmorze 5100 czy gramofonie Adam. Ale jak się lubi co się nie ma to się lubi co się ma.
Pierwszym moim nabytkiem był wzmacniacz WS442. Pewien człowiek sprzedał mi go za 50 zł i gratis dołożył nieprzestrojony AS 642 i szufladkę. Miałem więc ¾ wieży za pięć dych. Korektor dokupiłem za kolejne pięć dych CD natomiast dostałem w zestawie od zięcia, który miał w pracy kolegę, który to kolega chciał się pozbyć sprzętu Unitry. Cieszyłem się jak dziecko, bo wśród tego sprzętu była kolejna srebrna SSL042, Radmor 5412 z korektorem, WS534. Wszystkie wzmacniacze wraz z Radmorem były niby uszkodzone. Uszkodzenia na szczęście polegały na przepalonych bezpiecznikach końcówek mocy.
Wrócę jeszcze do mojego pierwszego nabytku. Sprawę załatwiałem poprzez brata, ponieważ brat i osoba sprzedająca mieszkają w Szczecinie a ja pod Poznaniem. Pamiętam jak przyjechałem po odbiór. Oczywiście trzeba było podłączyć sprzęt pod kolumny i sprawdzić jak gra. Braciszek, posiadacz Technicsa i Altusów 140tek z lekką ironią podchodził do mojego świeżo nabytego sprzętu. Ale uśmiech mu zgasł kiedy stwierdził, ze jego Technics nie ma takiego basu jak moja Diora. Rzeczywiście coś w tym było. Być może to połączenie Technics-Altusy i Diora-Altusy. Nie wiem. W każdym razie koniec końców gdzieś po jakimś pół roku doszło miedzy nami do wymiany. Dałem mu Radmora 5412 i korektor za Altusy 110 (też miał takowe). Technicsa ofiarował swojej drugiej połowie.
I tak to się ma do dziś. Tu coś kupię, gdzieś indziej ktoś wyciągnie coś ze strychu, a to znów wymienię się. Myślę, że większość podobnych mnie hobbystów ma tak samo.
Obecnie moja kolekcja jest jak dla mnie już znaczna, chociaż daleko jej do co niektórych prezentowanych przez innych posiadaczy. A posiadam:
Radmor 5102TE, Elizabeth HiFi, wieża SSL042 srebrna, SSL0421 (chyba taki ma symbol) czarna, SSL502, magnetofon szpulowy Dama Pik, ZK120, gramofon GS431, wzmacniacz WS534, WS301S Trawiata, radio Klawesyn, Taraban 2, Zodiak, kilka zestawów kolumn: Altusy 110, Mazurek 110, Altusy 75 i ciekawy egzemplarz Diora Polaris 200. Zapomniałbym o colorofonie C23.
I na koniec coś ciekawego. Pewnie od co niektórych kolekcjonerów oberwie mi się teraz, ale trudno.
Kiedyś uratowałem przed utylizacją radio Tatry. Stare, lampowe.
Dosłownie wyrwałem z rąk gościowi, który chciał to radyjko wyrzucić. Niestety okazało się, że jest ono doszczętnie zdewastowane w środku. Wpadłem wiec na pomysł, że wkomponuję w obudowę tego radyjka jakieś inne radio. Mam taki kombajn Grundiga (gramofon i radio). Przystąpiłem więc do rzeczy. Obecnie odnawia się skrzynka. Dostanie nową powłokę lakierniczą, wcześniej oczywiście będzie wyczyszczona. Jak wróci do mnie trzeba będzie trochę pogłówkować, żeby dopasować elementy do konstrukcji skrzynki (np. potencjometry suwakowe zamienić na obrotowe). Może kiedyś będzie mnie stać i kupię sobie sprawny oryginał takiego lub podobnego radia, ale teraz musi mi wystarczyć to, co mam.
Ktoś zapyta po co to wszystko? Moja żona, łagodnie sprawę ujmując, nie jest entuzjastką mojego hobby. Ale kiedy dzieci zaczęły odchodzić „na swoje” w mieszkaniu zrobiło się dość miejsca, żebym wreszcie mógł wyznaczyć swój azyl. A po co to wszystko? Najprościej można odpowiedzieć tak: żeby wreszcie w godziwych warunkach i na godziwym sprzęcie móc posłuchać kolejnych odsłon audycji, o której pisałem na początku, audycji Piotra Kaczkowskiego nocnego „Zapraszamy do trójki”, audycji, która ukształtowała moje muzyczne gusta, jej autora, który sprawił, że zrozumiałem, że każdy utwór powstał w jakimś celu, coś wyraża, o czymś opowiada. Do dziś nie wiem jak to się dzieje, że utwór obok którego normalnie przeszedłbym obojętnie w audycji pana Piotra nabiera jakiegoś niesamowitego piękna, staje się ciekawym. Tak było z Genesis i ich płytą Three Sides Live. Podchodziłem do niej trzy razy i trzy razy (!) usypiałem słuchając. Przełom nastąpił oczywiście przy okazji prezentacji tejże płyty przez tegoż prezentera. Ale to temat na inną okazję.
Ktoś może dyskutować, czy ten sprzęt jest aż tak godziwy. Cóż, może nie jest on jakościowym topem, może daleko mu do Pioneerów, Denonów, Harman-Kardonów czy Rotelów. Ale hmm… jednemu nie da się zaprzeczyć. Sprzęt ten posiada specyficzne brzmienie, które jakby wrosło w tamte czasy. To tak, jakby przywołać coś z mody. Na przykład spodnie „dzwony” charakterystyczne dla lat siedemdziesiątych. Nierozerwalnie związane z tym okresem. Tak brzmienie sprzętu Unitry jest nierozerwalnie związane z latami osiemdziesiątymi, głównie osiemdziesiątymi.
Podsumowując można stwierdzić, że o moim hobby zadecydowały niezbyt pozytywne czynniki. Chęć posiadania. Posiadania czegoś, co było poza moim zasięgiem.
No i trochę zazdrość, że innych stać, mnie nie. Ale ja powiem tak. Kiedy teraz spojrzę w bok i popatrzę na swoją Damę (Pik), którą uratowałem przed piwnicą lub może przed jeszcze gorszym losem i która odwdzięcza mi się pięknym brzmieniem, jakiego mi nie da żadna mp trójka, to wiem, że nawet te złe czynniki są w dużej mierze usprawiedliwione. Usprawiedliwione, bo przede mną stoi kawał historii, która kiedyś tworzyła się na moich oczach.
Ale chociaż droga jest długa
To chcę nią pójść
Ponieważ jestem pewien
Że osiągnę cel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz