Wspomnienia z festiwalu
ROCK NA BAGNIE 2015
Wtedy jedno nas łączyło: muzyka.
/Kasia/
To był mój pierwszy festiwal rockowy takiego wymiaru. Mam 16 lat i pochodzę z wioski na Pomorzu, oddalonej o 350 km od Goniądza. Na co dzień życie toczy się tu swoim rytmem. W kwietniu pisałam egzamin gimnazjalny, a w czerwcu skończyłam 3 gimnazjum. Do czerwca nie było wiadomo, czy uda mi się pojechać na festiwal, jednak mój starszy brat załatwił bilety i czekał mnie zarąbisty początek wakacji! Podróż z Gdańska do Moniek pociągiem nie należała do krótkich, w dodatku byłam podekscytowana, tym bardziej trudno było wysiedzieć. Do Goniądza dotarliśmy bez problemu autobusem z kilkoma innymi festiwalowiczami, obładowani plecakami i śpiworami. Na miejscu festiwalu byliśmy w czwartek, dzień przed rozpoczęciem. Zrobiliśmy wszystkie podstawowe kwestie związane z organizacją, rozstawiliśmy się, poszliśmy rozejrzeć się po terenie festiwalu i po miasteczku. W nocy było masakrycznie zimno, o świcie na ścianach namiotu pojawiła się rosa a już po 7 rano słońce grzało tak mocno, że nie dało się wytrzymać w namiocie i tak podobnie było każdego dnia.
W czasie naszego pobytu oprócz słuchania koncertów spróbowaliśmy pysznych regionalnych dań, odpoczywaliśmy nad Biebrzą, zrobiliśmy tysiące kilometrów nad trasie teren festiwalu – sklepy (ta droga była z pewnością najczęściej uczęszczana w tamtym czasie :D ), obejrzeliśmy film w kinie, zawiązaliśmy parę relacji z uczestnikami festiwalu, ale przede wszystkim szukaliśmy cienia, bo słońce paliło niemiłosiernie. Bułka i jogurt pitny kojarzą mi się z Bagnem, bo wtedy bardzo często to jedliśmy :D Ale najważniejszy punkt to oczywiście koncerty. Na niektórych zespołach, które nas niezbyt interesowały, oczywiście nie byliśmy pod sceną, ale szczególnie zainteresowały mnie wcześniej nieznane mi zespoły, takie jak The Trepp,
Ukryta Strona Miasta, Zputnik, przekonałam się bardziej do Kabanosa, trochę rozczarowało mnie KSU, na Plebanii była najlepsza zabawa, Alians bardzo fajnie grał i niestety nie usłyszałam Argy Bargy, bo zmęczona, zasnęłam. Nadal jestem o to na siebie zła, ale trudno. Ale najlepsze chwile były oczywiście w pogo, kiedy mogłam podzielić się radością z płynących dźwięków z innymi. Wtedy jedno nas łączyło: muzyka. I to jest najlepsze uczucie na świecie. Przeżyłam też pierwszą falę na KSU! I nie zapomnę wieczoru pierwszego dnia, po koncercie KSU, a w trakcie 1125. Jako że ta muzyka nas nie interesowała, siedzieliśmy w namiocie i korzystaliśmy z WiFi,i powoli szliśmy spać (zresztą świetny pomysł, żeby udostępnić Internet za darmo! J ), i nagle poczułam coś pod udem, jakby pulsowanie. Rytmicznie się powtarzało, myślałam, że może coś mam z mięśniem, ale kiedy przesunęłam się w inne miejsce w namiocie – przestało. Więc wracam na miejsce i znowu się pojawia. Robiło się to denerwujące. Przesuwam się znów w inne miejsce i tam udało mi się w końcu zasnąć. Kiedy rano wstaję i wychodzę z namiotu nie wierzę własnym oczom – naokoło namiotu widać… kopce kreta. To kret próbował się wczoraj przebić przez namiot! :D Nie mogłam ze śmiechu i zdziwienia.
No i nadszedł koniec festiwalu. Odjeżdżamy stamtąd z poczuciem szczęścia, bo to były cudowne 3 dni. Rock na Bagnie to najlepszy festiwal w Polsce!
Wspomnienia z Bagna
/Grzegorz/
Jak wielu z uczestników Bagna, byłem gotów już w czwartkowe popołudnie. Zamiast z udawaną powagą znawcy zachwycać się budową sceny, wolałem popatrzeć na kilka uliczek goszczącego festiwal Goniądza i skorzystać ze specjałów lokalnej kuchni. Pomysł ze straganami umiejscowionymi nieopodal domu kultury był przedni. Co najwyżej wegetarianie czy weganie mogli nie być zachwyceni, ale cóż...
Skład kapel niespecjalnie rzucił mnie na kolana, ale przecież to tylko przykrywka, aby się spotkać z długo niewidzianymi znajomymi i poznać co najmniej kilkoro nowych twarzy. I towarzysko Bagno A.D. 2015 było bardziej udane niż muzycznie. Była jedna perełka dla mnie :) i nie było to Po Prostu niestety (może za rok;). Sporo alkoholu :) niestety jako lokalne piwo rekomendowane były i Żubr, i Łomża. Więc nędza. Trochę przedniego samogonu ... nie od lokalnych wytwórców, ale
od punków 40+.
Ludzie - najmniej było osób w okolicach trzydziestu czy trzydziestu kilku lat. Dużo młodych głośnych twarzy oraz spora grupa osób, które pamiętają pierwsze festiwale w Jarocinie. Przewinęło się kilkoro punkowych gwiazd ery Facebooka i niestety, ale nie oni byli najbardziej widoczni, była i punko-polowo-festiwalowa patologia :) przewrócone kosze w mieście, bójki gówniarzy (w tym o utraconą festiwalową miłość), sporo śmieci. Czyli małolaty, które z pewnością mocno minęły się z
ideologią SE. Choć zachowujących się poprawnie czy nawet serdecznie było znacznie więcej.
Muzyka - wspominałem, że nie byłem zachwycony zestawem kapel. Dla mnie liczył się właściwie tylko Alians :) nie zawiodłem się :) dobry kontakt z publiką, zestaw utworów jakby wedle mojej play listy oraz spektakularny rzut akordeonem o scenę. A inne kapele - przyznam, że wielu nie znałem, zaś z tych, o jakich wypada wspomnieć, to KSU zagrali poprawnie, Analogs jak przystało na zawodowców dobrze, gwiazda z Wysp też w porządku i jeszcze kapela zza południowej granicy z
kobiecym wokalem brzmiała nieźle. Szkoda, że przegapiłem występ Royal Spirit, zwłaszcza że miałem okazję z nimi biesiadować i okazali się, choć na początku miałem inne wrażenie, dobrą kompanią.
Reasumując - nie ma idealnych osób, festiwali i miejsc. Rock na Bagnie jest niezłym przykładem banalnej tezy. Mimo to było warto się wybrać i warto tam wrócić, nawet jeżeli zestaw kapel nie będzie porywający. A jest jest i jeszcze Biebrza, która uspokaja, koi i zachwyca, mimo niby-zwyczajności.
Witam.Powyższe wspomnienia zostały nadesłane do Desperat zine przy okazji konkursu,autorzy zostali nagrodzeni wejściówkami na przyszłoroczną edycję festiwalu :)
Jeśli byłeś na zeszłorocznym Rock Na Bagnie,napisz parę słów od siebie ,chętnie zamieścimy...
pozdrawiam
diony