niedziela, 29 marca 2015

Cult ov Mora - industrial/gothic/metal








Cult ov Mora 


to  zespół założony w październiku 2013 roku przez Tailhega oraz Edwarda ( oboje ex-Hegeroth)  Początkowo zespół przybiera nazwę Mora. Pierwsze dźwięki jakie zarejestrowali to kawałek Better Get Out Of My Way z gościnnym udziałem Ulfgara (Hegeroth) który został udostępniony w kanale yt.W listopadzie do składu dołącza Dybuk, z którym to w bardzo szybkim czasie nagrywają dwa covery Fight oraz Ea, Lord... jednoczśnie przygotowując się do wydania swojego pierwszego promo. W maju 2014 roku , gdy prace nad materiałem dobiegają końca zespół postanawia ostatecznie przyjać nazwę Cult ov Mora i pod taką nazwą w czerwcu wydają własnym sumptem promo Cult ov Mora "...is coming"
W marcu 2015 skład postanawia opuścic Dybuk, jego miejsce obecnie zajmuje ponownie Ulfghar z Hegeroth. Wspólnie rozpoczynają prace nad następcą Is coming...






Tailheg- devilish keys Edward- screams, bass & vocals Ulfghar- hellish guitars & screams Past member: Dybuk - guitars

https://www.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Fm.youtube.com%2Fchannel%2FUCTzDeIAMjpODKT59vhijLOA&h=dAQFHOQWs



niedziela, 22 marca 2015

KRZYK - Hard Rock







Na początku był chaos…
Później powstał rock & roll …
Aż nadszedł nasz czas…

KRZYK



Było to w czasie kryzysu, przynajmniej tak pisano w gazetach. Rok 2012 poza powstaniem naszego zespołu nie przyniósł nic ciekawego ani spektakularnego. Zatem uważamy że był to nasz rok. 
Jak podają legendy: Spotkanie dwóch wybitnych indywidualności Michała i Mariusza było tą iskrą, która zapoczątkowała cały szereg wydarzeń, dzięki którym Krzyk rośnie w siłę.
Zatem Mariusz z Michałem powołali do życia nasz byt. Zaczęli szukać miejsca w którym mogli by tworzyć i tak po wielu próbach znaleźli cichy magazyn w piwnicach Będzińskiej zajezdni tramwajowej. Miejsce to szczególne, posiadające specyficzny klimat, zostało poddane delikatnemu remontowi. 




W tak zwanym między czasie odbywał się werbunek kolejnych wiernych. Tak do zespołu trafił Mateusz i Andrzej. W czteroosobowym składzie zespół zaczął grać. Wszystkie kompozycje były dziełem nieokiełznanej wyobraźni Mariusza. Każdy z grających muzyków oddał im część swojej duszy i w ten sposób powstał wybuchowy koktajl dźwięków, który wdziera się wszystkimi zmysłami w duszę i pozostaje tam bez możliwości usunięcia. 
I tak mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące.
Zespół szukał kogoś, kto wziął by na swoje barki wielki ciężar. Albowiem śpiew jest wyzwaniem którego nie podejmie się osoba bez odpowiedniej charyzmy, charakteru i umiejętności. A wokalista w tak ambitnym składzie, (pośród tak wyrafinowanych muzycznie uszu ) to wyzwanie dla nielicznych. Szczęście sprzyja i tak do zespołu trafia Wiktor. Wygląda to dziwnie, wchodzi na salę prób razem z niespełna trzyletnim dzieckiem, z gitarą akustyczną na ramieniu. Zaczyna śpiewać, po wszystkim słyszy od Mariusza: Barwa głosu – Fajna. 




Teksty powstają pod wpływem konkretnych impulsów. Nic nie dzieje się przypadkowo. Twórcami są Mariusz, Mateusz i Wiktor. Na pierwszy strzał idzie „Krzyk”. Później „Rządni Władzy” a jako trzeci „Ona i On”. Teksty są dobierane do piosenek w sposób tak gwałtowny że ciężko przypomnieć sobie kolejność ich powstania.
Muzyka krystalizuje się, nabiera nowego wymiaru. W Sali przybywa sprzętów.
W między czasie zespół miał olbrzymi problem z nazwą. Pada wiele propozycji, ale żadna nie jest w stanie przejść dalej. Jest to wynikiem odmiennych charakterów wszystkich członków zespołu. Sytuacja zaczyna być trudna gdy zespół postanawia zacząć grać poza zacisznym kurwidołkiem na zajezdni. I właśnie wtedy jedno z najprostszych rozwiązań trafia w sedno. I tak dotąd bezimienny projekt, przybiera postać Krzyku.



SKŁAD-

Wiktor Zmarzły - wokal
Michał Hankus - perkusja
Andrzej Borowiecki - bass
Mariusz Palenik - gitara solowa
Mateusz Szolc - gitara prowadząca



środa, 18 marca 2015

Collision - Thrash Death Metal








Collision


/Thrash Death Metal /

Zespół Collision powstał w latach 90-tych - to nie jest ściema. Na początku zaczynałem z kumplami (wspomina Jeżu) od thrash metalu ,ale po kilku latach się skończyło .Nazwa Collision miała oznaczać zderzenie wszystkich rodzajów metalu, nie tylko jednego gatunku ,ale wszystkich.

Grzegorz Salamon "Jeżu" nasz gitarzysta i pomysłodawca reaktywacji Collision, związany jest z tym projektem od zawsze. Inspiracje muzyczne czerpał z muzyki metalowej lat 80' i 90'. Wychował się na wczesnych dokonaniach takich zespołów jak: Metallica, Testament, Megadeth. Krótko mówiąc "stary wyjadacz":-)

 Przypadkowe spotkanie kumpla, a zarazem basisty ze starego składu Collision, Krzyśka "Chrisa" Piłata spowodowało, iż narodził się pomysł reaktywacji zespołu.






Doświadczenia Krzycha z bardziej ekstremalnymi gatunkami muzyki metalowej dało nowy początek Collision. Sięgając pamięcią wstecz Krzycho zasilał składy większości Świdnickich składów metalowych i szybko znalazł miejsce do wspólnych prób. Zainteresowania muzyczne Krzyśka to przede wszystkim ciężki Death Metal reprezentowany przez takie zespoły jak Cannibal Corpse, Deicide czy z innej beczki Dimmu Borgir.

 Początkowo miejsce perkusisty objął Krzysztof Kowalewski, a po krótkim czasie dołączył do niego gitarzysta Bartosz Głodo. W tym składzie zespół nagrał pierwsze demo i zagrał koncert w rodzinnym mieście.

 Pierwszym zespołem Bartka był Thrash metalowy "Agony". Po rozpadzie wspomnianego zespołu próbował swych sił w innych lokalnych projektach, lecz dopiero w Collision zagościł na stałe.

Nasze stare numery zostały pozmieniane, powstały nowe i zespół zmienił styl grania. To już nie był ten sam Collision.






Pół roku minęło i nastąpiły pierwsze roszady. Miejsce perkusisty objął Paweł Wojtyra - najmłodszy ze składu i wychowany na Polskich Death metalowych zespołach typu Behemoth, Vader czy Dies Irae. Skład ten istnieje do dzisiaj.
Tworzymy i gramy muzykę z pasji i chęci do wspólnej zabawy, więc wbijać na koncerty!!!!

Collision zagral sporo koncertów i saportował takim zespołom jak PANDEMONIUM(PL), EMBRIONAL(PL), NORTH(PL), SAMAVEDA(USA), CHAOS SYNOPSIS (BRAZIL), TRAUMA(PL), CYPHOSIUM(GERMANY), RAW IN SECT(GREECE), SQUASH BOWELS(PL), KORRUPT(NORWAY), TAUTHR(GERMANY), LUNA AD NOCTUM(PL), HELLSPAWN(PL) oraz wiele innych kapel.





DYSKOGRAFIA / DYSCOGRAPHY:


Collision – The beginning of the end……(2009) – CD/Demo (SOLD OUT)
Collision – Collision (2009/2010) – CD-DIGI/Demo (SOLD OUT)
Collision – Polish Dementia Tour part I – (2010)DVD/Demo (SOLD OUT)
Collision - Create To Recall CDS / 2011 (SOLD OUT)
Collision - We Are Dust In The Centre Of Existence CD/DIGI 2012 (SOLD OUT)
Collision - We Are Dust In The Centre Of Existence -LTD BOX -2014 - Wydawnictwo Muzyczne PSYCHO\m/ - 07/05/2014 (SOLD OUT)

SKŁADANKI / COMPILATIONS

Kill City Vol (U.S.A) - 31 - Collision (10) 29.04.2011
Swidnica - Rock i więcej ....(POLAND)- Collision (7) 2012 (SOLD OUT)
Musick Magazine (POLAND) - Nr 2 - 2013 – Collision (SOLD OUT)

Usłyszeć lub zobaczyć nas można na :





Mentally Defiled /Thrash Metal/








Mentally Defiled 

/Thrash Metal/

...to grecka thrash metalowa kapela założona w 2001 roku. Zespół został założony przez Alex(gitary), George "IronBeast"(wokal) i George Efstathiou(gitary). Na początku jako cover band lecz później zaczeli tworzyć własną muzykę wzorowaną głownie na old schoolowych metalowych zespołach.

Skład, wczesne sesje nagraniowe i koncety były organizowane z Geo. Politis (bass) i Tassos Deliyannis (gary) do 2008 roku. Tassos wtedy oświadczyl, że zostawi zespół poźniej tego samego roku. Reszta zespołu pośpieszyła się z pisaniem piosenek i weszła do Musichouse studios w 2008 by nagrać swój debiut "The Thrash Brigade".






Album "The Thrash Brigade" został wydany przez rosyjską wytwórnie "Thrash Massacre Records" w 2009 roku i dostał dobre recenzje. Niestety dla zespołu brak perkusisty w tym czasie nie pozwolił na promocje płyty na jaką zasługiwała, grając tylko jeden koncert po którym z zespołu odszedł IronBeast i Alex, którzy w tamtym czasie musieli odbyć swoją wosjkową służbę.

Mentally Defiled wrócił do biznesu wraz z Vasilis "Billias Tsafas (gary) pod koniec 2008 roku grając kilka promocyjnych koncertów dla swojej płyty, m.in koncert z EXUMER (Niemcy). Reszta koncetów odbyła się w towarzystwie takich zespołów jak Morbid Saint, Deathhammer i D.R.I






"The Thrash Brigade" został ponownie wydany przez EBM Records, a na winylu przez Athens Thrash Attack Records i Weird Face productions. W tym momencie zespół jest w trakcie prac nad drugim albumem "Aptitude for Elimination" który ma zostać wydany na CD oraz winylu przez Violent Solution Records i Weird Face productions.


skład-
Alex - Guitars
 IronBeast - Vocals
 George - Guitars
 John - Drums 
George - Bass





Wielkie dzięki dla Patryka Seregiet za pomoc przy tłumaczeniu powyższego textu ! :)


Początek Lata w Albanii, a marzanna jeszcze czeka. - Haxhi Dulla


Początek Lata w Albanii, a marzanna jeszcze czeka.


Haxhi Dulla


Marzec w Polsce kojarzy się z chłodnym przedwiośniem i trudno mi wytłumaczyć znajomym, że Albańczycy, każdego  14 marca obchodzą - Dita e Verës , czyli Dzień Lata.    

  To wywodzące się z czasów Iliryjskich święto obchodzone jest  głównie w środkowej Albanii,  jako dzień rozpoczęcia nowego sezonu rolniczego czyli  – koniec zimy, początek lata.  Od 2004 r. uchwałą Parlamentu jest to oficjalne święto narodowe Albanii.

Kiedyś, gdy los człowieka zależał w znacznym stopniu od otaczającej go natury, zima była szczególnie trudnym czasem do przetrwania, zwłaszcza w górach. W Albanii chłody zaczynały się w październiku i trzeba było czekać do połowy marca, by zrobiło się ciepło. Tu dodam, że klimat na Bałkanach ma „większy temperament” iż  we Wschodniej Europie, więc  jak zima odchodzi, to prawie od razu robi się gorąco.   Zgodnie z tradycją Dzień Lata  zaczyna się wspólnym śniadaniem z rodziną, a w południe ludzie udają się na pikniki, festyny, zabawy, koncerty. Na przykład w Korczy, w noc z 13 na 14 marca  rozpalane są ogniska , by płomienie pochłonęły zło , a ciepło zwiastowało nadejście dobrobytu. Ludzie składają sobie życzenia pomyślności i bawią się przez całą noc.




Szczególnie hucznie witane jest lato w Elbasan. Już w przeddzień całe miasto jest dekorowane kwiatami, a w restauracjach, kawiarniach oraz w domach przygotowywane jest specjalnie na tę okazję pieczone ciasto ballokume. Polecam, bo bardzo smaczne, a do jego przyrządzenia potrzeba: pół kg cukru pudru , pół kilo masła, 1 kg mąki kukurydzianej, 50 g mąki pszennej , 8 jaj, szklanka  mleka  Masło należy pokroić w kostkę i do niego dodać cukier puder i energicznie wymieszać. Dodawać pojedynczo jajka, cały czas mieszając, na końcu dodać mleko. Do masy dodać mąkę kukurydzianą i dokładnie wymieszać, a następnie odstawić ciasto 15-20 minut. Z przygotowanej masy lepić kule o wielkości pięści i ułożyć w brytfance, wcześniej posmarowanej masłem i posypanej mąką. Piec w 170°C przez około 30-40 minut.

 Innym , ciekawym zwyczajem , jest zakładanie, (nawet już  od 1 marca),   przez młode  osoby  tradycyjnych  bransoletek Verore - słowo pochodzi od nazwy po     albańsku lata. Są to dwa cienkie, splecione sznureczki, zwykle  koloru białego i czerwonego. Pod koniec dnia , 14 marca , wiesza się je na gałęziach drzew  - co ma przynieść szczęście. A będzie ono tym większe, jeśli ptaki użyją ich  do  budowy swoich  gniazd.

Dzień lata ma przynieść szczęście, harmonię i   radość w rodzinach.

  W Polsce bardziej żegna się zimę niż wita wiosnę. Słowiańską boginię    marzannę, której imię pochodzi od moru, moreny czyli śmierci , topi się 21 marca czyli pierwszego dnia wiosny.  Utopienie kukły ma przywołać upragnioną i tak długo oczekiwaną ciepłą porę  roku a w raz z nią  dobre plony.

   Gdybym miał porównywać, to albański zwyczaj jest radosny i optymistyczny, a słowiański ma nieco makabryczny wymiar zabijania.  Kiedyś  pochody idące przez wieś z    kukłą marzanny podtapiały ją w każdej napotkanej wodzie,  przesądy    przestrzegały przed  jej dotknięciem , bo grozić to miało uschnięciem ręki,   obejrzenie się za siebie   przynieść chorobą a potknięcie – śmierć.

   Co kraj, to obyczaj, ale może wynika to  z odmiennych tradycji, że    Albańczycy generalnie są pogodni, potrafią okazywać jak bardzo cieszy ich     życie, nawet gdy nie jest ono łatwe.  Albańczycy, to wieczni optymiści  wierzący, że będzie dobrze.  A Polak, hm… utopi marzannę i będzie narzekał, że wiosna nie taka przyszła jakiej oczekiwał.


wtorek, 17 marca 2015

Disorder - death metal








Disorder

death metal



Historia Disorder  jest zawiła, patrząc na to z boku można tego nie rozumieć i zadawać sobie pytania - że mogło być przecież lepiej, inaczej. Disorder powstał bardzo dawno temu - i już wtedy miał potencjał; to było widać i czuć. Skład praktycznie od początku trzyosobowy. Robiąc materiał stwierdziliśmy, że szkoda czasu nam na demówki - chcieliśmy od razu uderzyć z wielką siłą. Chcieliśmy nagrać od razu pełną płytę, którą można się pochwalić i wbić z impetem między inne zespoły. Zrobiliśmy materiał, który zdecydowaliśmy się nagrać wielkim szarpnięciem naszych finansów i możliwości. Przeciwności losu - życie, które przeważnie robi przecież pod górę - jak zwykle musiało dać znać o sobie i praktycznie przeddzień nagrania okazało się, iż nasz dewastator blastów OKO musiał wyjechać do Włoch. 






Był to czas próby dla nas wszystkich, ale zdecydowaliśmy się jednak nagrać płytę w umówionym terminie we dwóch. Ja i Patryk - Ramzes pojechaliśmy za ostatnie pieniądze do Sanoka i tam w 2006 roku w studiu Manek wspólnie z realizatorem dźwięku Jackiem Garbaczewskim nagraliśmy "Confess". Fakt - chcieliśmy prawdziwej perkusji na tej płycie, ale wspomniane przeciwności losu nam ten zamiar uniemożliwiły, więc na perkusji zasiadł po prostu program 'Drum kit from hell'. Gitary nagrał Patryk, a ja zająłem się basem i voc. Ogólnie recenzje tej płyty, nawet po latach, co by nie było, są dość pozytywne. Zdarzają się jednak przytyki do płaskiego brzmienia perkusji, ale cóż na to poradzić - to po prostu automat. Chcielibyśmy, aby ludzie oceniali tu nie jakość perkusji, ale to, jak ją ułożyliśmy. My sami uważamy "Confess" jako taką naszą "Kill'em All" Metalliki . Ta płyta to straszna rzeź - szybkość, siła i brutalność.






 Co do obsuwy z promocją, to podeszliśmy do tego tak, iż nie chcieliśmy wyskakiwać z tym materiałem we dwóch - chcieliśmy pokazać tą muzę w pełnej jej krasie - grać ją tak, jak na to zasługiwała. Zaczęły się więc poszukiwania odpowiedniego perkusisty i gitarzysty na drugie wiosło. Wielu było kandydatów, wielu próbowało, ale na nic to się jednak zdało - jak to Fredro kiedyś napisał w mądrej powieści. W końcu zaczęło wszystko fajnie wyglądać, gdy w nasze szeregi wstąpił perkusista Majdan wraz z bratem Patryka na gitarze, ale znów polskie realia zmusiły jednego z nich do wyjazdu za granicę, a drugi poświęcił się w pełni swojemu własnemu projektowi . I wtedy, zamiast się po prostu rozpaść, po tylu porażkach organizacyjnych doszło do historycznego połączenia składu pierwotnego. OKO wrócił z Włoch i się zadeklarował. 






Było to w 2011r. Od tej pory idziemy tylko do przodu i sprawy mają się coraz lepiej. W sumie, dopiero po nagraniu "Pure Hatred" w 2014 roku zaczęliśmy się tak na poważnie chwalić również "Confess". Również w tym roku za własne pieniądze wytłoczyliśmy zarówno "Confess" i "Pure Hatred" - więc pojawiła się możliwość wysłania do oceny materiału, który wygląda profesjonalnie, a nie jest płytą nagraną na kompie z marketu . Nie ukrywam, iż obawialiśmy się słabego potraktowania przez recenzentów takiej właśnie płyty. Może i niesłuszne te obawy, ale cóż...




niedziela, 15 marca 2015

"Opowieści Niezdiagnozowane 2" - Krzysztof Kędzior





Krzysztof Kędzior

"Opowieści Niezdiagnozowane 2"


Parę słów od samego autora...


Zenek, to mieszkaniec Euforystanu(pierwsza cześć "O.P.")-
kraju absolutnie idealnego - z wszelkimi tego stanu konsekwencjami.
Druga część opowiada o tym, jak Zenek Euforystan opuszcza, by poszukać skansenu ludzi biednych i dobrych.
Opuszcza go - żeby nie czuł się samotny - wraz z koniem mechanicznym, Rokersem, wymontowanym ze swojego Jaguara S-type.
Na drodze do skansenu, spotyka jednak Dona Tasaka-władce Tasaklandii - kraju ludzi uciemiężonych przez rządy wyżej wspomnianego.


Ilustracje: Deruda z Lasu


Zenek porzuca plan znalezienia skansenu, ponieważ postanawia pomóc Tasaklandczykom odzyskać wolność, zakończyć panowanie złego Tasaka.
Książka jest pisana językiem parodii, groteski, czasem absolutnie zwariowanym, na granicy logiki - ale takie było zamierzenie. Napisać coś bardzo śmiesznego, co czyta się szybko(idealna książka do pociągu) i ma się przy tym masę zabawy.
Zenek I Rokers, to postacie zdecydowanie rocknrollowe, słuchają dobrej, ciężkiej muzy, prowadzą rocknrollowy tryb życia i kopia wszystkie tyłki frajerów, jakie tylko da się skopać.
książkę można zamawiać na mailu: miniatura@autograf.pl

Krzysztof Kędzior



sobota, 14 marca 2015

„Danse Macabre” - Agata Wąsikowska




Agata Wąsikowska

 „Danse Macabre”



...w roku 2013, w środku lata zdarzył się niezwykły wieczór poetycki w stylu Halloween lub, jak kto woli, dziadów. Na scenie pojawiły się strzygi, upiory i duchy, a każde indywiduum recytowało wiersze młodej, wrażliwej i bardzo utalentowanej poetki Agaty Wąsikowskiej.  I tak oto, po raz pierwszy autorka wypuściła na świat swoje wierszowane dzieci. Miałam  zaszczyt prowadzić ów wieczór poetycki.
Żonglowanie słowem, uczuciem i odczuciem oraz pewna prowokacja tematem jest charakterystyczna dla każdego utworu  Agaty. Wobec jej poezji czytelnik  nie pozostaje obojętny. Poetka potrafi poruszać ukryte struny duszy i wręcz zmusza do refleksji. Poezja mocna w swej treści i silna w formie, ale nie pozbawiona humoru. Kilka jej utworów już stało się treścią piosenek i doczekało się aranżacji  muzycznych.  
A kim jest autorka wierszy? Czyżby postacią mroczną i ponurą, snującą się po ciemnych ulicach jak duch  własnej prababki? Czy w pełni księżyca gra w kości z samym diabłem? A może w opuszczonym, starym dworku gawędzi z duchami? Wręcz przeciwnie! Agata, jest osobą pełną radości i pomysłów, zaangażowaną w wiele projektów. To bardzo aktywna,  świetna organizatorka i bardzo dobry pedagog. 


Marzena Agnieszka Gajewska



Rozmowa I


- Czy nam się uda?
- Czemu miałoby nie?
- Czy będzie trudno?
- Będzie gorzej niż źle.
- Czy przeżyjemy?
- Przecież tak musi być.
- Jeśli umrzemy...
- Przestań! Będziemy żyć!
- Bardzo się boję...
- Wyjdziemy z tego bez szwanku!- Dobranoc, mój ukochany...
- Widzimy się o poranku...

A jeśli ich dzień nie obudzi
- to będzie sen starych ludzi.

Gdy ujrzą się o poranku
- rozmowa dwojga kochanków.
- Dobranoc, mój ukochany…
- Widzimy się o poranku…

A jeśli ich dzień nie obudzi
- to będzie sen starych ludzi.

Gdy ujrzą się o poranku
- rozmowa dwojga kochanków.



Przysięga

  
Świadoma praw i obowiązków – następstw tejże chwili,
uroczyście oświadczam, choć byście się dziwili,
że wstępuję w związek – i to nie byle jaki –
z tym oto tu obecnym; i składam mu ślub taki,
że uczynię wszystko, starannie i dbale,
abyśmy żyli zgodnie, szczęśliwie i trwale.

Ślubuję ci miłość i wierność bez końca,
gdy wschody, zachody i zaćmienia słońca.
Ślubuję trwać z tobą i być obok ciebie,
czy słońce, czy księżyc i gwiazdy na niebie.
Ślubuję uczciwie; czy wichry, czy burze,
że cię nie opuszczę…
                                   Twoja
                                               Śmierć w kapturze.



W pewnym domu…

  
Pewna pani z panem, o później godzinie,
w ciemnym starym domu grali na pianinie.
Pani w białej sukni, a pan w garniturze.
Nie przerwali na złość idącej wichurze.
Czas płynął i w końcu stroje zmatowiały.
Chociaż wicher szalał, oni ciągle grali.
Kozetka spróchniała, zeschło się pianino,
wokoło kurz tańczył, wywietrzało wino…
Chmury pociemniałe ulewą kłującą
napełniły drewno stęchlizną rażącą.

W ciemnym starym domu pan i pani pewna
grali na pianinie ze stęchłego drewna…
Dłonie im nie cierpły, a nut nie mylili.
Burzy się nie bali. Oni… już… nie żyli.

Chroniąc się przed burzą w tymże starym domu
pewien czarny kocur chadzał po kryjomu.
Odkrył – i niech was to nic a nic nie dziwi –
po śmierci pan z panią też byli szczęśliwi.



***


Tańczy Śmierć na nocnym niebie.
Coraz głośniej woła ciebie.
Poddać się czy walczyć dalej?
A Śmierć nie odpuszcza wcale.
Stara jędza zmatowiała
pożywkę by z ciebie miała.
Włosy suche, przerzedzone...
Uśmiech lico pomarszczone
nie ozdabia, ale szpeci.
Woła: "Chodźcie do mnie, dzieci!"

Twarz zszarzała, nos z brodawką.
Nie zatrzymasz mocą żadną
tej, co prawa swe pisała.
Nigdy nie da, a zabrała
wiele wielu. Zgniłe ślepia
w każdego z nas co dzień wlepia.
I w spleśniałe jej ramiona
wpada kolejny, co kona,
gdy w swej stęchłej sukni leci,
krzycząc: „Chodźcie do mnie, dzieci!”Twarz zszarzała, nos z brodawką.
Nie zatrzymasz mocą żadną
tej, co prawa swe pisała.
Nigdy nie da, a zabrała
wiele wielu. Zgniłe ślepia
w każdego z nas co dzień wlepia.
I w spleśniałe jej ramiona
wpada kolejny, co kona,
gdy w swej stęchłej sukni leci,
krzycząc: "Chodźcie do mnie, dzieci!
Twarz zszarzała, nos z brodawką.
Nie zatrzymasz mocą żadną
tej, co prawa swe pisała.
Nigdy nie da, a zabrała
wiele wielu. Zgniłe ślepia
w każdego z nas co dzień wlepia.
I w spleśniałe jej ramiona
wpada kolejny, co kona,
gdy w swej stęchłej sukni leci,
krzycząc: "Chodźcie do mnie



Mówili mi Niemcy

  
Mówili mi Niemcy: „My wojnę wygramy!
A tańczyć nam będą tak, jak im zagramy!”
Mówili, mówili… Szyderstwem strzelali.
Na rzeź własne dzieci w mundurach posłali.
Mówili, że mydłem hojności umyją
swe ręce ci, którzy złe czasy przeżyją.

Mówili, że w getcie bród, smród i ubóstwo.
Mówili: „Tam nie ma miłości. Tam pusto.”
Mówili, że Żydzi nie pójdą do nieba,
że bić, karać, łoić, poniżać ich trzeba.
Mówili: „Zaraza ta naszym cierpieniem.”
Mówili: „Wagony jedynym zbawieniem.”
Mówili z odrazą: „Zjadają się sami,
dzieląc, jak opłatkiem, brudnymi palcami…”

Kiedy pierwsza gwiazdka nie znalazła nieba,
oddał jej ostatni – czerstwy – okruch chleba.



Burza

  
Burza przyszła tutaj już z samego rana,
gdy byłam jeszcze taka nieuczesana…
Połamała kwiaty. I zmokło mi pranie
- nim zdążyłam jeszcze zjeść drugie śniadanie.

Nie poszłam na spacer, bo przecież padało;
Potargałabym się, bo okropnie wiało.
Poczekam do jutra, gdy słońce nastanie…
Dziś jest chyba kiepski dzień na umieranie.



kontakt- a.wasikowska@op.pl




czwartek, 12 marca 2015

... i łzy w ważki się przemienią. - Beti B.



Beti B.

 ... i łzy w ważki się przemienią.




obraz autorstwa Agnieszki Słodkowskiej


Letni poranek


Lśni kropla rosy na tafli liścia
Słoneczny promień siec pajęczą tka
Zbudzona ze snu przecieram oczy
Zdumiona pięknem wstającego dnia...

Tańczący motyl skrzydłem tęczowym
Z zaspanego nieba strzepnął resztki nocy
Wśród szmerów liści nieśmiały o świcie
Cichy śpiew ptaków nabiera już mocy...

Budzi się ze snu letni poranek
Grając na strunach babiego lata
Chcę być motylem, ptakiem, obłokiem
Wpleść się w cudowną harmonię świata...

Umieć jak one cieszyć się chwilą
Utkaną z garści złocistych promieni
Poczuć przez moment jej doskonałość
Nim powiew wiatru wszystkiego nie zmieni



"Miłość to..." 


W snach 
mojego serca 
miłość to 
kryształowe schody 
po których serce 
wstępuje w 
bramy nieba 

Upaja się 
bezmiarem błękitu 
pieści 
ciepłem słońca 
pije 
krople deszczu 
by zakwitnąć 
polnym kwiatem 
kuszącym wonią 
i barwą soczystą


Pod parasolem



pod parasolem
marzenia schowałam
przed deszczem ochronię
aby nie popłynęły
jak okręty

czasami wiatr
marzenie porwie
nie żałuję go
bo nie jest o tobie

na marzeniu mi zależy
które na mym sercu leży
tam żaden wiatr i deszcz
nie ma prawa wejść



obraz autorstwa Agnieszki Słodkowskiej


Póki jesień daleko...


bosą pójdę ścieżką licząc słoneczniki
promienne uśmiechy ulotnego lata
wiatr kusi do tańca rozbawiony dziki
pocałunki kradnie i włosy rozplata

chwyci moje dłonie powiedzie za sobą
po bezdrożach miękkich soczystą zielenią
gorycz warg spierzchniętych chłodną zmyje wodą
i łzy samotności w ważki się przemienią

kąkol mi opatrzy stopy utrudzone
rześką rosą barwy tych oczu jedynych
co wabią mnie ciepłem w przyszłość zapatrzone
szczęście wróżąc z drobnych listków koniczyny

a kiedy mnie wrzesień w smutku pozostawi
odgłos szarych gęsi zerwie się do lotu
i serce odleci na skrzydłach żurawi
wierszem będę czekać wiosennych powrotów.



środa, 11 marca 2015

Noc żywych trupów - Piotr Kasperowicz



Piotr Kasperowicz

Noc żywych trupów




To klasyka najniższego z gatunków. Pokarm dla dwunastolatków. Każdy był dwunastolatkiem. W filmie od razu wiadomo o co chodzi. Jest spalarnia zwana krematorium, która standardowo, jak to w tego typu przedsięwzięciach bywa, zlokalizowana jest przy cmentarzu – co swoją drogą, jest bardzo praktyczne. W owym przybytku żarliwych uczuć, oczywiście przez przypadek, ktoś wysoce uorganizowany neuronowo wrzuca do paleniska bliżej nieokreślone chemikalia – nie można wnikać w szczegóły jakie, bo to mogłoby odwrócić uwagę widza od głównego wątku, który, jak się zapewne zdawało twórcom, miał pochłonąć oglądających do granic wytrzymałości wszelkich połączeń synaptycznych.

 Nie istotnie ważne. Opary tych spalonych świństw spowodowały u wszystkich denatów, nawet tych napoczętych, nawrót życia, ale jak to w życiu bywa wszystko ma swoją cenę i swoje skutki uboczne. Bo nie można niezauważonym przejść przez piekło. Nasi nowo natchnieni życiem milusińscy potrzebują do życia żywych mózgów. Konserwowane roztworem fizjologicznym im nie smakują, jak się dowiadujemy w trakcie. Nie należy się w tym miejscu oburzać, ani rozwijać w sobie zmysłów dyskryminacji patrząc przez pryzmat powszechnie akceptowanych nałogów. Filmowe krematorium jest trochę inne – z niezrozumiałych powodów nie mających na celu stresowania widza w trakcie rozrywki – gdyż zawiera na wyposażeniu elementy laboratorium, czyli różne takie niespodzianki w formalinie. Być może to dla rozrywki pracowników, gdy przykładowo nie mają co akurat wrzucić na ruszt. Nie można przecież pozwalać, aby nudził się pracownik spalarni, bo jeszcze przyjdzie mu do głowy coś głupiego i rozwinie w sobie nekrofilię lub zacznie kolekcjonować mało rozłożone relikwie.

Ożyło, co miało ożyć, czyli wszystko bez wyjątku i tu właśnie jest kulminacyjna dla mnie scena, która odbiła się piętnem na mojej jeszcze wtedy średnio zwichrowanej psychice dziecka. Otóż, wciąż widzę przed oczyma wyobraźni, jak zlękniony tym nadmiarem życia jeden z głównych bohaterów – bo to absolutny standard w horrorach, że bohaterów musi być co najmniej kilkoro, żeby miał kto ginąć – przemierza owe laboratorium w poszukiwaniu jakiegoś nieożywionego życia, to znaczy nie że martwego, ale żywego inaczej, czyli żywego w sposób ogólnie akceptowalny i odgórnie narzucony. Przemierza i znajduje malutkiego pieska, wręcz szczeniaczka, który leży sobie słodko na boczku i nic się nie rusza tylko szczeka. Nasz bohater podnosi biedne, ranne życiem zwierzątko i co widzimy? Widzimy, że kruszynka dlatego tylko szczeka bez wykonywania dodatkowych czynności ruchowych – które osobiście uważam za marnotrawstwo energii – bo przykręcona jest do stojaka, jak przystało na zwierzę z gruntu wypchane.

Choć może nie z gruntu a raczej od wewnątrz jest wypchane, chociaż trociny mogły leżeć przecież na ziemi… tak sobie tylko konfiguruję, nie ważne. Naszemu bohaterowi mało tych rozrywek. Nie poprzestaje na wiwisekcji 2D. Muzyka narasta i stręczy ucho. Popcorn zastyga w jamie. Pepsi robi wżer w śluzówkę ustną. Kamera dybie coraz bardziej na pieska, w którego szczekaniu możemy dostrzec sukcesję napięcia. Czipsy tworzą zator w świetle przełyku na wysokości krtani. Przerwa na reklamę! Nasz bohater przechodzi do analizy w trzecim wymiarze, łapie szczenię oburącz u nasady odnóży. Naszym przekrwionym z podniecenia gałkom ukazuje się brak w wyposażeniu szczenięcia. Brakuje mu równo połowy boskiego planu morfologicznego.

Urżnięty jest pionowo wzdłuż na długości kręgosłupa, czyli widzimy go w przekroju podłużnym a on nadal ujada, jakby miał wszystkie struny głosowe. Nie należy się tutaj zastanawiać dlaczego u wypchanego zwierzęcia widać wszystkie, pracujące, organy w przekroju. Wskazane jest tu sięgniecie po chrupki, dla urozmaicenia pokarmowego. Nasz bohater po sprawnym aktorsko zakończeniu okresu zdziwienia odkłada ładnie okaz na pułeczkę. Koniec sceny kulminacyjnej. Pojadanie w trakcie filmu zrobiło swoje. Smacznego.



Raczkująca gospodarka - Haxhi Dulla / Anna Raciniewska



Haxhi Dulla - Albańczyk z Kosowa. Studiował na Uniwersytecie w Prisztinie. Radny w gminie Suhareka. W 1989 zmuszony do emigracji. Od 23 lat mieszka w Polsce. Tłumacz języka albańskiego i serbskiego. W latach 2000 - 2009 tłumacz przy Polskim Kontyngencie Sił Pokojowych KFOR w Kosowie. Prezes Stowarzyszenia Polsko-Kosowskiego KOS-POL. Stara się mieszkańcom Kosowa przybliżać Polskę, a Polakom Kosowo.

Raczkująca gospodarka

pytania zadawała-Anna Raciniewska




Siedem lat niepodległości. Jak się miewa kosowska gospodarka? Czy nadal opiera się na handlu żywym towarem i opium?

(ze śmiechem) Opium w Kosowie nie produkujemy...

Mam na myśli przemyt.

Przemyt jest wszędzie, w każdym państwie.

Na czym więc opiera się kosowska gospodarka?

Kosowo ma małą gospodarkę, na razie - biznes rodzinny. To trudny temat - jak to w państwie, które powstaje po wojnie. Lata 80-te to rozpad komunizmu. Sama zmiana systemu wymaga czasu, żeby odbudować kraj. Tymczasem nie było czasu na odbudowę, bo zaraz wybuchła wojna. Kosowo to młode państwo, które przeżyło dwa kataklizmy.

Po wojnie aby się rozwijać trzeba było zrobić prywatyzację. Proces prywatyzacji przeciętnego państwa europejskiego z potężną gospodarką trwa długo. Co dopiero świeżo powstałego Kosowa. Prywatyzacja która miała być przeprowadzona uczciwie i demokratycznie, taka nie była. Ludzie zatrudnieni do tego procesu nie kryli swojego pochodzenia: chwalili się swoją działalnością podczas wojny. Tacy ludzie to są profiterzy, interesują ich tylko własne zarobki. Poza tym nie byli to fachowcy od gospodarki odpowiednio wykształceni, a mimo to właśnie oni zajęli sie prywatyzacją. To był pierwszy błąd.

Cały ten proces rozgrywał się na oczach wspólnoty międzynarodowej, bo Kosowo było protektoratem ONZ. Europa i świat były świadkami transformacji. I nie tylko. Brali też udział w tych wszystkich kombinacjach. Byli korumpowani, więc spokojnie przyglądali się błędom popełnianym przez moich rodaków.

W mojej miejscowości specjalizującej się w produkcji rolniczej zatrudnionych było 2 tysiące ludzi. Kilkaset hektarów terenów winnicy pewna osoba wykupiła za grosze. Produkcja chemiczna (przemysłowa), w której pracowało 3 tysiące pracowników wykupiona była za bezcen przez firmę turecką. Za mniej niż 1 procent! Zarobiły na tym jakieś jednostki, a co się stało z wszystkimi pracownikami?




Co się stało z tymi winnicami i fabrykami?

Ten człowiek, który wykupił tereny winnicy - teraz sprzedaje je na działki. Mimo że zobowiązał się prowadzić nadal działalnośc zgodną z profilem wykupionej firmy. Tak wygląda ten biznes.

Proces prywatyzacji przeprowadzony został przez tych, którzy się na nim nie znali, i to na oczach europejskich obserwatorów. A przecież mieli Kosowa pilnować.

W młodym państwie jak Kosowo zawsze pojawi się nepotyzm, korupcja, przestępczość zorganizowana. Tak będzie dopóki rząd Kosowa pod okiem Unii Europejskiej nie wybierze na stanowiska odpowiedzialnych ludzi: biorąc pod uwagę kwalifikacje, wykształcenie, a nie nazwisko i stopień pokrewieństwa. Korupcja jest obecna w Kosowie: nie tylko w instytucjach kosowskich, ale też w tych międzynarodowych. Rok temu w ramach europejskiej misji wymiaru sprawiedliwości EULEX miała miejsce afera korupcyjna, w której miliony euro poszły w niewłaściwe ręce, zamiast jako wsparcie dla gospodarki. Polska jako młoda demokracja też miała trudne sytuacje, choćby tak jak zabójstwo generała Papały. I potrzebowała dwadzieścia kilka lat czasu by "dorosnąć". Kosowo ma dopiero 7 lat. To jeszcze dziecko.

45 procent bezrobocia to przerażające dane. Nie obawiacie się, że to niepracująca młodzież to świetna grupa docelowa dla rekrutujących do islamskich organizacji terrorystycznych?

45 procent a nawet 50. To właśnie efekt prywatyzacji. Z trzech tysięcy zatrudnionych osób w zakładzie zostało 450. Po dziewięciu latach zostało ich 120. A tam gdzie jest bezrobocie, tam gdzie jest bieda - trzeba się bać. Kosowo jest na celowniku grup ekstremistycznych. Średnia wieku w Kosowie wynosi 26 lat, to jest chyba najmłodsze na świecie społeczeństwo. Ta młodzież nie jest w stanie zaplanowac swojej przyszłości i myśleć o dobru państwa. Siedzą na ulicy i nie widzą żadnych perspektyw: państwa czy nawet swojej własnej. Młodzież potrzebuje pójść na dyskotekę, pójść do kina, mieć samochód, założyć rodzinę: bo nawet jak z dziewczyną chce iśc do kawiarni - musi czymś zapłacić. Stają się więc celem grup ekstremistycznych. Europa w tym niestety pomaga: Kosowo jest jedynym państwem w Europie, którego obywatele muszą mieć wizę, żeby wyjechać poza swoje granice. Państwo, które do niedawna posiadało pełnię praw, i którego obywatele mogli po Europie podróżować. W czasach Tito – wspólnej Jugosławii - wszyscy mieli paszporty i bez żadnej wizy mogli jeżdzić tam dokąd chcieli. Dzisiaj w XXI wieku muszą się starać o wizę. Sąsiad z Serbii, Macedonii, Czarnogóry, Albanii nie potrzebuje pozwolenia, a Kosowo - tak!




Skąd te różnice między krajami Bałkanów?

Europa tak zdecydowała. Dziś jesteśmy świadkami takiej sytuacji: jeśli psa trzymamy na smyczy i nam się zerwie - ucieknie. Na początku tego roku można było obserwować nasilenie eksodusu młodzieży do Europy. Co się stało? Ludzie nie widząc perspektywy życia w Kosowie łapią się na plotki, w których zachęca się ich do wyjazdu do Europy: że Francja, że Anglia, że Hiszpania potrzebuje rąk do pracy. Uciekali więc z tego kotła. Sprzedawali swoje majątki, kupowali paszporty serbskie, macedońskie, czarnogórskie, bułgarskie, żeby tylko wyjechać za granicę - bo tam widzą przyszłość.

Granica Unii Europejskiej przebiega między Serbią a Węgrami. Uciekinierzy z Kosowa przekraczają bez problemu terytorium Serbii i węgierską granicę i zostają złapani dopiero na Węgrzech albo nawet w Niemczech. Serbia ma nieszczelną granicę i nie jest w stanie kontrolować, mimo unijnych wymogów, fali ucieczek.

Czy statystyki dotyczące emigracji mogą niepokoić?

Dużo osób wyjechało, dużo wraca. Początek 2015 roku to wyjazd 200 tysięcy obywateli. To dużo. Wyjechali za pracą do rodzin w Europie, które wyemigrowaly tam jeszcze w latach 70tych (po umowie między Jugosławią a Niemcami). Emigrują mieszkańcy wszystkich krajów bałkańskich. W przypadku Kosowa dodatkowo prowokuje do tego sytuacja wizowa. I chociaż statystycznie więcej mieszkańców naszych sąsiadów emigruje, afera robi się w momencie, kiedy zatrzymani zostają Kosowarzy, którzy na terenie Europy znajdują się - w przeciwieństwie do innych bałkańczyków - nielegalnie.Takie są efekty "muru berlińskiego", który stanął w samym środku Europy i odgradza Kosowo.




Co Pan sądzi o sytuacji na Krymie? Media rosyjskie piszą: „Putin postanowił zostać nowym Milošević'em”, „Krym i Kosowo mają wiele wspólnego: status autonomii, bazy wojskowe innych krajów na swoim terytorium, dążenie większości mieszkańców do niepodległości”, „W kraju autonomicznym Kosowo mieszkają Serbowie, Albańczycy, Turcy i inni. Naród „Kosowarów” nie istnieje. Kogo broniły tam Stany Zjednoczone? W Kosowie nie ma żadnego Amerykanina, a na Krymie mieszka 1,5 mln Rosjan”. Krym to powtórka Kosowa z 1999?

Kosowo i Krym to dwie różne sprawy. Przede wszystkim rosyjscy obywatele Krymu mieszkali tam sobie od zawsze, mówili w swoim języku. Na Krymie nie miało miejsca ludobójstwo. Rosjanie nie byli zmuszeni do opuszczenia Krymu, do ucieczki do Rosji. Żyli na terytorium Ukrainy bezpiecznie. W Kosowie w 1999 roku doszło do ludobójstwa. Ponad milion ludzi musiało opuścić swój własny kraj, swoją ojczyznę. Każdy ma prawo mieszkać w kraju, w którym czuje się bezpiecznie. Gdyby tak było w Kosowie - naród albański nie musiałby z niego uciekać. System rządów Milošević'a sprawił, że tak nie było. To był rząd, który mordował swoich obywateli. Unia Europejska potępiała działania na Bałkanach. Uchodźcy z Kosowa osiedlali się w Europie: Polska przyjęła 1400 ludzi. Nikt nie opuści własnego domu, jeśli nie zostanie do tego zmuszony. Ja jako uchodźca dobrze o tym wiem.

Putin - ten sam Putin, który 1999 roku krytykował wspólnotę międzynarodową, NATO, Unię Europejską i te państwa, które potępiały ludobójstwo w Kosowie - teraz porównuje Krym do Kosowa?




Czy obecnosc Amerykanów na Bliskim Wschodzie nie była przyczyna powstania Państwa Islamskiego? Nie będzie takiej analogii na Bałkanach? Kim Wy jesteście dla Amerykanów? Przeciwwagą prorosyjskiej Serbii? Czy to nie amerykańskie zaangażowanie w Kosowo pchnęło Serbie w rosyjskie ręce?

Amerykanie stacjonują nie tylko w Kosowie. Amerykanie są wszędzie (śmiech).

Tutaj w Polsce też mamy amerykańską bazę wojskową. Samoloty. To jest NATO. Mnie to dziwi, kiedy wszyscy mówią tylko: "Amerykanie, Amerykanie". Kosowo podzielone jest na pięć stref: niemiecką, francuską, amerykańską, włoską i brytyjską.

Jaki wpływ na Kosowo ma Turcja, jako kraj z zupełnie odmiennymi dążeniami politycznymi niż Kosowo. Mimo to w rządzie macie Turka.

Kosowo jest państwem multietnicznym na podstawie kosowskiej Konstytucji. 85 procent ludności to Albańczycy. Mieszkaja jednak w tym kraju także inne mniejszości narodowe, tak jak Serbowie, Turcy, Bośniacy, Cyganie itd. Turcja rządziła Bałkanami przez ponad 500 lat. Dziś na Bałkanach mieszka mnóstwo Muzułmanów. W Serbii mieszka ich tyle samo co w Kosowie - milion. I oczywiście na tle dużo liczniejszej w obywateli Serbii ten milion wygląda inaczej niż dominujaca liczba wyznawców Islamu w Kosowie. Meczetów znajdziemy jednak więcej w Macedonii niż w Kosowie. Mimo to Macedonii nikt nie nazywa "państwem muzułmańskim" tak jak Kosowa, w którym kilkanaście procent stanowią Chrześcianie. W Kosowie żyją obok siebie - w zgodzie! - Muzułmanie z braćmi katolickimi, prawosławnymi.




A kontekst polityczny?

Myśląc o przyszłości mieszkańcy Kosowa patrzą w kierunku Unii Europejskiej. Nie ku Turcji, ani nie w stronę Bliskiego Wschodu. Po wojnie Kosowarom potrzebna była każda pomoc. 90 procent domów było spalonych. Tutaj zaznaczę, że dobrze pamiętam o tym, że odwet był i w drugą stronę - Albańczycy palili domy Serbom. Uchodźcy wracali do Kosowa, nie mieli gdzie się podziać. Ta oczekiwana pomoc przyszła ze strony Europy. Ale także z innych źródeł. Nikt nie pytał skąd, bo było to nieistotne, gdyż nie posiadano nic. Wtedy też pojawiły się pewne wpływy z Bliskiego Wschodu, czy też z Turcji, która była najbliżej. Jednak gdy trzy lata temu przeprowadzono badania opinii publicznej pytając: "kogo chcielibyście tu mieć?" - Kosowarzy, nawet Turcy, powiedzieli: chcemy Europy.

Polska 26 lutego 2008 uznała niepodległość Kosowa. Wciąz jednak nie ma struktur dyplomatycznych: polskich w Kosowie i kosowskich w Polsce? Jak układa się współpraca nieformalna, choćby Stowarzyszenie Kos-Pol?

Są to sprawy dotyczące oczywiście rządów: polskiego i kosowskiego. Ale jako obywatel Kosowa mieszkający w Polsce myślę, że jest to kwestia tego, że niewielu nas mieszka w Polsce. Oficjalnie. Czy to Serbowie, czy Albańczycy przyznawali się prędzej do swojej narodowości niż do obywatelstwa kosowskiego, mimo że stamtąd pochodzą. Przez wiele lat podejście w Polsce do Kosowa było nienajlepsze. Co roku w rocznicę Niepodległości Kosowa w Warszawie odbywały się marsze antykosowskie. To się zmienia.

Polska terytorialnie jest objęta obsługą czeskiej i niemieckiej placówki dyplomatycznej. Polskie placówki zaś znajdują się w Skopje i w Tiranie i pokrywają Kosowo.

Wiosną 2014 roku doszło do spotkań ministerstw spraw zagranicznych i podpisano porozumienie, na mocy którego placówki miały być otwarte. 8 czerwca odbyły się wybory parlamentarne w Kosowie. Minęło ponad poł roku a wciąż nie udało się stworzyć rządu. I polska strona nie ma po prostu z kim podpisać umowy. Jak narazie nie ma więc realizacji tego porozumienia.




Czy fakt, że powstało Stowarzyszenie Polsko - Kosowskie nie jest sygnałem, że jest zapotrzebowanie na oficjalną współpracę?

Stowarzyszenie jest organizacją pozarządową. Powstało z inicjatywy Polaków i Kosowarów. Jest wielu Polaków, którzy nie dzielą Kosowa na Serbię i Albanię, znają i lubią ten kraj, szanują ludzi. Ale wiedza o Kosowie nie jest powszechna. Są Polacy, którzy pytają: "A co to: to Kosowo?". Chcemy mówić o tym, że wojny już nie ma, że nie jest to miejsce, w którym nadal strzelają i się zabijają. Kosowo leży w Europie. Żyją w nim dobrzy, gościnni ludzie. Pracują, utrzymują rodziny. Cieszą się z życia. Chcemy zmienić czarny PR Kosowa w Polsce. Często dzienniakarze, także w Polsce, zamiast przedstawiać prawdę szukają sensacji. Tworzy to nieprawdziwy obraz. Dziennikarze chwycą wszystko. Mogłbym dzisiaj puścić plotkę na temat Kosowa, zobaczymy co będzie w mediach jutro. To nie jest sprawiedliwe wobec mieszkańców Kosowa, oni nie zasługują na to. Chcemy to zmienić.

Polacy, którzy odwiedzili Bałkany to wiedzą. Myślę, że 90 procent turystów z Polski wraca z pozytywnym wrażeniem. To jednak jest dla mediów mniej ciekawe niż temat kontrowersyjny.




Turystyka. Skoro tak mogłaby zmienić europejskie wyobrażenia o Kosowie, czy nie jest sposobem na rozwiązanie problemów gospodarczych? W jakiej jest kondycji?

Kosowo to małe państwo. 10 tysięcy kilometrów kwadratowych - powiedzmy jak terytorium województwa opolskiego. Można je zwiedzić w ciągu jednego dnia. Turystycznie Kosowo jest integralną częścią Bałkanów.

Już w latach osiemdziesiątych znany był na tym terenie kurort narciarski Brezovica.Organizowano tam uniwersjadę. Jeden z pięciu wyciągów ma długość 2,5 km. To trzeba odwiedzić zimą.

Ciekawą atrakcją są Wąwozy Rugowy w Alpach Bałkańskich.

W miejscowości Gadime, 10 km od Prisztiny, jest jaskinia z czerwonego marmuru. Odkryta w 1974 roku teraz staje się atrakcją turystyczną.

W centralnej części Kosowa Wąwóz Rzeki Mirusha z 12 wodospadami. To jest taki krajobraz, którego piękna nie oddają żadne opisy, a nawet zdjęcia.

Dzięki zbudowaniu stabilnej gospodarki Kosowo jest w stanie stworzyć warunki dla turystyki. Ale już teraz Kosowo jest państwem stabilnym i oferującym wiele atrakcji turystycznych. 16 lat po wojnie bezpieczeństwa pilnuje 2 tysiące funkcjonariuszy policji europejskiej, 7 tysięcy policjantów lokalnych oraz 5 tysięcy żołnierzy NATO - na dwa miliony mieszkańców.