sobota, 14 marca 2015

„Danse Macabre” - Agata Wąsikowska




Agata Wąsikowska

 „Danse Macabre”



...w roku 2013, w środku lata zdarzył się niezwykły wieczór poetycki w stylu Halloween lub, jak kto woli, dziadów. Na scenie pojawiły się strzygi, upiory i duchy, a każde indywiduum recytowało wiersze młodej, wrażliwej i bardzo utalentowanej poetki Agaty Wąsikowskiej.  I tak oto, po raz pierwszy autorka wypuściła na świat swoje wierszowane dzieci. Miałam  zaszczyt prowadzić ów wieczór poetycki.
Żonglowanie słowem, uczuciem i odczuciem oraz pewna prowokacja tematem jest charakterystyczna dla każdego utworu  Agaty. Wobec jej poezji czytelnik  nie pozostaje obojętny. Poetka potrafi poruszać ukryte struny duszy i wręcz zmusza do refleksji. Poezja mocna w swej treści i silna w formie, ale nie pozbawiona humoru. Kilka jej utworów już stało się treścią piosenek i doczekało się aranżacji  muzycznych.  
A kim jest autorka wierszy? Czyżby postacią mroczną i ponurą, snującą się po ciemnych ulicach jak duch  własnej prababki? Czy w pełni księżyca gra w kości z samym diabłem? A może w opuszczonym, starym dworku gawędzi z duchami? Wręcz przeciwnie! Agata, jest osobą pełną radości i pomysłów, zaangażowaną w wiele projektów. To bardzo aktywna,  świetna organizatorka i bardzo dobry pedagog. 


Marzena Agnieszka Gajewska



Rozmowa I


- Czy nam się uda?
- Czemu miałoby nie?
- Czy będzie trudno?
- Będzie gorzej niż źle.
- Czy przeżyjemy?
- Przecież tak musi być.
- Jeśli umrzemy...
- Przestań! Będziemy żyć!
- Bardzo się boję...
- Wyjdziemy z tego bez szwanku!- Dobranoc, mój ukochany...
- Widzimy się o poranku...

A jeśli ich dzień nie obudzi
- to będzie sen starych ludzi.

Gdy ujrzą się o poranku
- rozmowa dwojga kochanków.
- Dobranoc, mój ukochany…
- Widzimy się o poranku…

A jeśli ich dzień nie obudzi
- to będzie sen starych ludzi.

Gdy ujrzą się o poranku
- rozmowa dwojga kochanków.



Przysięga

  
Świadoma praw i obowiązków – następstw tejże chwili,
uroczyście oświadczam, choć byście się dziwili,
że wstępuję w związek – i to nie byle jaki –
z tym oto tu obecnym; i składam mu ślub taki,
że uczynię wszystko, starannie i dbale,
abyśmy żyli zgodnie, szczęśliwie i trwale.

Ślubuję ci miłość i wierność bez końca,
gdy wschody, zachody i zaćmienia słońca.
Ślubuję trwać z tobą i być obok ciebie,
czy słońce, czy księżyc i gwiazdy na niebie.
Ślubuję uczciwie; czy wichry, czy burze,
że cię nie opuszczę…
                                   Twoja
                                               Śmierć w kapturze.



W pewnym domu…

  
Pewna pani z panem, o później godzinie,
w ciemnym starym domu grali na pianinie.
Pani w białej sukni, a pan w garniturze.
Nie przerwali na złość idącej wichurze.
Czas płynął i w końcu stroje zmatowiały.
Chociaż wicher szalał, oni ciągle grali.
Kozetka spróchniała, zeschło się pianino,
wokoło kurz tańczył, wywietrzało wino…
Chmury pociemniałe ulewą kłującą
napełniły drewno stęchlizną rażącą.

W ciemnym starym domu pan i pani pewna
grali na pianinie ze stęchłego drewna…
Dłonie im nie cierpły, a nut nie mylili.
Burzy się nie bali. Oni… już… nie żyli.

Chroniąc się przed burzą w tymże starym domu
pewien czarny kocur chadzał po kryjomu.
Odkrył – i niech was to nic a nic nie dziwi –
po śmierci pan z panią też byli szczęśliwi.



***


Tańczy Śmierć na nocnym niebie.
Coraz głośniej woła ciebie.
Poddać się czy walczyć dalej?
A Śmierć nie odpuszcza wcale.
Stara jędza zmatowiała
pożywkę by z ciebie miała.
Włosy suche, przerzedzone...
Uśmiech lico pomarszczone
nie ozdabia, ale szpeci.
Woła: "Chodźcie do mnie, dzieci!"

Twarz zszarzała, nos z brodawką.
Nie zatrzymasz mocą żadną
tej, co prawa swe pisała.
Nigdy nie da, a zabrała
wiele wielu. Zgniłe ślepia
w każdego z nas co dzień wlepia.
I w spleśniałe jej ramiona
wpada kolejny, co kona,
gdy w swej stęchłej sukni leci,
krzycząc: „Chodźcie do mnie, dzieci!”Twarz zszarzała, nos z brodawką.
Nie zatrzymasz mocą żadną
tej, co prawa swe pisała.
Nigdy nie da, a zabrała
wiele wielu. Zgniłe ślepia
w każdego z nas co dzień wlepia.
I w spleśniałe jej ramiona
wpada kolejny, co kona,
gdy w swej stęchłej sukni leci,
krzycząc: "Chodźcie do mnie, dzieci!
Twarz zszarzała, nos z brodawką.
Nie zatrzymasz mocą żadną
tej, co prawa swe pisała.
Nigdy nie da, a zabrała
wiele wielu. Zgniłe ślepia
w każdego z nas co dzień wlepia.
I w spleśniałe jej ramiona
wpada kolejny, co kona,
gdy w swej stęchłej sukni leci,
krzycząc: "Chodźcie do mnie



Mówili mi Niemcy

  
Mówili mi Niemcy: „My wojnę wygramy!
A tańczyć nam będą tak, jak im zagramy!”
Mówili, mówili… Szyderstwem strzelali.
Na rzeź własne dzieci w mundurach posłali.
Mówili, że mydłem hojności umyją
swe ręce ci, którzy złe czasy przeżyją.

Mówili, że w getcie bród, smród i ubóstwo.
Mówili: „Tam nie ma miłości. Tam pusto.”
Mówili, że Żydzi nie pójdą do nieba,
że bić, karać, łoić, poniżać ich trzeba.
Mówili: „Zaraza ta naszym cierpieniem.”
Mówili: „Wagony jedynym zbawieniem.”
Mówili z odrazą: „Zjadają się sami,
dzieląc, jak opłatkiem, brudnymi palcami…”

Kiedy pierwsza gwiazdka nie znalazła nieba,
oddał jej ostatni – czerstwy – okruch chleba.



Burza

  
Burza przyszła tutaj już z samego rana,
gdy byłam jeszcze taka nieuczesana…
Połamała kwiaty. I zmokło mi pranie
- nim zdążyłam jeszcze zjeść drugie śniadanie.

Nie poszłam na spacer, bo przecież padało;
Potargałabym się, bo okropnie wiało.
Poczekam do jutra, gdy słońce nastanie…
Dziś jest chyba kiepski dzień na umieranie.



kontakt- a.wasikowska@op.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz