sobota, 1 czerwca 2013

Mieszko Rybiński "Medytacje Wrzoścowe"


                                                       
                                                          Mieszko Rybiński

 "Medytacje Wrzoścowe" 
                                         /fragment/ 




Dwudziesty lutego

Wyswobodzić się z klątwy eposu bohaterskiego to znaczy przerwać łańcuch adresowanych śmierci, ofiarowań w imię sprawy, krwi, losu, gestu i innych demonizmów. Bezinteresowność bohaterstwa i bohaterstwa bezrefleksyjność, czynią zeń przeładowaną nadmiarem gestu, przeciw społeczeństwu skierowaną groźbę. Etyka bohaterska zagraża życiu jako takiemu podczas gdy oparta na roszczeniach i zobowiązaniach etyka społeczna krzewi obyczaj perswazji (M. Dąbrowska za L. Petrażyckim). Bycie cząstką systemu demokratycznego jest kłopotliwe. Znacznie wygodniej żyje się w pozbawionym widocznych objawów zamordyzmu zniewoleniu, raz się poddawszy zostać poddanym na zawsze.
Pod koniec 1939 gdy się w Europie rozpoczęła gra mordercza, albo raczej na nowo i ze zdwojoną siłą została podjęta, po trwającym lat dwadzieścia zawieszeniu broni, Wittgenstein surowo ocenił rząd brytyjski („kupa bogatych, starych ludzi”). Nie potrafił uwierzyć we Francję i Anglię. Wątpił i także w to iżby Hitler mógł utrzymać swe „europejskie imperium”. Fatalny epos bohaterski spisany choćby i na ludzkiej skórze, ułożony przez nieudanego artystę i tytułem „ Mein Kampf ” opatrzony, poczynał się wypełniać. Niegdyś przewodnikiem duchowym dla zbłąkanych młodzieńców było „Naśladowanie Chrystusa” Tomasza z Kempie i chyba aż do „Manifestu komunistycznego” z całą jego poetycką retoryką, rozgorączkowanie towarzyszyło młodym w poszukiwaniu jak i zaniechaniu Zbawiciela. Gdy jesienią 1939 niemieccy żołnierze wyruszyli na front, wielu z nich przeczytało książkę Hitlera by jeszcze udatniej „naśladować fuhrera”, byli sumienni, karni i w okrucieństwie precyzyjni.








Wittgenstein nie wierzył w zwycięstwo nazizmu, raczej Stalinowi życzył powodzenia. Totalitaryzm sowiecki fascynował autora „Traktatu filozoficznego” do tego stopnia że nawet twarz Lenina wydała mu się interesującą, nie wspominając o chociażby „dobrze zaprojektowanym” mauzoleum „wodza proletariatu”. Miast „kupy bogatych starych ludzi” w roli rządzących i kierujących dystrybucją praw i powinności obywatelskich, monolit partii bolszewickiej plus obietnica nieodwołalnego zbawienia mas pracujących. Do tego jeszcze, typowy, charakterystyczny dla „postępowych intelektualistów” sposób postrzegania sowieckiego obszaru zagłady i jego tyrana, inicjującego mord prewencyjny, po to by powstrzymać „niebezpieczeństwo zarażające Rosji”. W końcu wieńczący listę zachwytów nad państwem Józefa Stalina slogan o prometeizmie wcielonym, miał przekonywać dotąd nieprzekonanych wybrednych, których liczba malała w miarę przybierania na sile fali okrucieństw niemieckich, włoskich, węgierskich, rumuńskich, serbskich, chorwackich, litewskich, łotewskich, estońskich, kałmuckich …



Dwudziesty pierwszy lutego


Winno się pamiętać iż gdy Adolf Hitler „debiutował” postrzegany był jako człowiek ludu i z ludu, rewolucjonista, starego porządku burzyciel. Gdy zdobył władzę, nikt, nawet jego najbliżsi towarzysze walki, nie spodziewali się przymierza z kapitałem. Prometeusz okazał się być zręcznym taktykiem a i inny skądinąd epos, go fascynował. Inna mityczna, okrutna opowieść wypełnić się miała. Gdyby tylko chodziło Hitlerowi o wcielenie w czyn i realizacje w makro skali, idei niejakiego Adolfa Lanza z którym zetknął się w 1909 roku. Lanz owładnięty ideą „czystości rasy”, redaktor wychodzącej w Wiedniu antysemickiej „Ostary”, trzy lata wcześniej nabył malownicze ruiny zamku Werfenstein by uczynić w nich siedzibę stowarzyszenia „Nowych Templariuszy”, czyli tych wszystkich „wyższych”, „szlachetnych” a co najważniejsze „jasnowłosym i błękitnookim”. Ci mięli się przeciwstawić groźnym „żydowskim małpiszonom”. Gdyby tylko taka trywialna, komiksowa ideologia, przyniosła ludowi niemieckiemu pandemonium roku 1945, moglibyśmy ubolewać nad owego ludu naiwnością. Tymczasem inny, beznadziejny, przerażający scenariusz, wywiedziony z mitologii germańskiej obmyślił Hitler.










Źródeł idei ostatecznego rozwiązania kwestii świata zastanego a w finale, śmierci w płomieniach, śmierci wszystkich tych, którzy mord i zniszczenie uczynili, szukano w „pesymizmie mitologii germańskiej” w „atawistycznej antyeuropejskości” Niemców albo w uogólnieniu bezpiecznym „problemem Fausta” zwanym.
Mędrzec z fajką w dłoni, Mircea Eliade pisał: „Dążąc do obalenia wartości chrześcijańskich i do odnalezienia duchowych źródeł rasy, to znaczy pogaństwa nordyckiego, narodowy socjalizm musiał podjąć próbę wskrzeszenia mitologii germańskiej. Z perspektywy psychologii głębi takie dążenie było właściwie zaproszeniem do zbiorowego samounicestwienia, przepowiadanym i oczekiwanym przez starożytnych Germanów, eschatonem był ragnarök – katastroficzny koniec świata, będący gigantyczną bitwą bogów i demonów – bitwą w wyniku której wszyscy bogowie i bohaterowie umierali, świat zaś na powrót pogrążał się w chaosie. Wprawdzie po ragnarök odradza się odnowiony świat (również starożytni Germanie znali doktrynę cykli kosmicznych, mit o okresowym stwarzaniu i rozpadzie świata) zastąpienie eschatologii pełnej obietnic i nadziei dla chrześcijanina koniec świata kładzie kres Historii, a zarazem dokonuje się jej odnowienie) przez zdecydowanie pesymistyczny eschaton. W terminologii politycznej zamiana ta zawiera następujące zalecenie; porzućcie stare historie judeochrześcijańskie, wskrzesicie w głębi swej duszy wiarę waszych germańskich przodków, a kiedy się to stanie, przygotujcie się do wielkiej i ostatecznej rozprawy pomiędzy naszymi bogami a siłami demonów; w tej apokaliptycznej bitwie polegną wszyscy nasi bogowie i herosi, a my razem z nimi. Będzie to ragnarök. Później jednak narodzi się nowy świat. Zastanawiające jest to, w jaki sposób tak pesymistyczna wizja końca Historii mogła rozbudzić wyobraźnie przynajmniej części narodu niemieckiego : jest to jednak problem dla psychologów. (M. Eliade „Mity, sny i misteria”)


Dwudziesty drugi lutego

Swego okrutnego planu Hitler nie taił, dlatego krytycy nazizmu bez trudu trafnie odczytywali jego aluzje i wszystkie systemu mistyfikacje. W 1936 komunizujący wówczas Nicola Chiaromonte postrzegał nazizm jako stare, poczciwe barbarzyństwo w nowym atrakcyjnym dla Niemców opakowaniu : „Wspierany z jednej strony przez von Blomberga, a z drugiej przez Wotana i uzbrojony po zęby przez potężną nowoczesną technikę, duch szczepowy popadł w szaleństwo.” Chiaromonte zdający się nie dostrzegać fenomenu wagneryzmu oraz dla celów politycznych umiejętnie „przysposobionego” nietzscheanizmu ( w czym udatnie wsparła hitlerowców siostra autora „Ecce homo”) a pisząc o duchu plemiennym, który popadł był w szaleństwo, przemilcza lub głębiej się nie zastanawia nad samą istotą plemiennego ducha w dekoracjach wieku dwudziestego będącego obłędem samym w sobie.









Dalej jeszcze Chiaromonte nieopatrznie i nazbyt delikatnie podnosi nie dość wysoko, kwestię choroby niemieckiego ludu, manii zakaźnej której na imię – uraza. Zrodzona ze wstydu (resentyment po upokarzającym traktacie wersalskim), wszak ci którzy „nie kochają samych siebie, pozostając przy tym – i taka będzie ich kara – przykuci bardziej niż kiedykolwiek do swego ja .”(E. Cioran „ Odyseja urazy”). Bardzie przykuci do swego jakże odrażającego ja. Pielęgnując urazę, obmyślając plan zemsty na Europie, poddając się bez reszty demagogii, służąc jawnemu złu z satysfakcją, potem dopuszczać się każdej nawet najwyuzdańszej zbrodni, bez pardonu i konsekwentnie to wyzwolenie plemienia, oto urzeczywistniony epos bohaterski, o którym pomyślał Wittgenstein. Wypowiedziawszy cywilizacji europejskiej wojnę totalną poddani Hitlera mogli odetchnąć z ulgą. Wyruszając jesienią 1939 roku na wojnę przeciw Europie, gardzącej Niemcem w Niemca mniemaniu, ów postanawiał w duchu nieś śmierć wojskowym i cywilom, burzyć szpitale i ochronki, być niemiłosiernym, niemiłosiernym. Wydawszy wojnę cywilizacji europejskiej w imię „czystości świętej krwi germańskiej” dostąpił łaski wyzwolenia, odzyskał naturę zdawać się mogło dawno zaprzepaszczoną w toku kulturowej ewolucji. Ponownie Cioran: „ Nic nie czyni nieszczęśliwszym niż obowiązek stawiania oporu swej pierwotnej jaźni, temu zewowi krwi. Dla człowieka cywilizowanego wynikają stąd same udręki; sili się na śmiech, przymusza do grzeczności i dwulicowości, niezdolny unicestwić przeciwnika inaczej niż werbalnie, zdany na oszczerstwo i zrozpaczony, że musi zabijać bez czynu, zwykłą mocą słowa, tym niewidzialnym sztyletem.”

.......   Namiary do autora   Medytacji Wrzoścowych https://www.facebook.com/mieszko.rybinski 

Stronę pozwoliłem sobie ozdobić pracami  "DiegoR".A to namiary na jego stronę,gdzie zobaczycie więcej jego dzieł  https://www.facebook.com/pages/DiegoR/318323711621125?ref=ts&fref=ts








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz