sobota, 30 listopada 2013

Nasze wspomnienia z festiwalu Rock Na Bagnie vol.3-Darek Dusza /Redakcja/


 Nasze wspomnienia z festiwalu  Rock Na Bagnie

vol.3


Bagienny sen łosia

Darek Dusza /Redakcja/ 


Wyjechaliśmy podejrzanie planowo. Naprawdę. Ostatnim razem jadąc do Moniek zaliczyliśmy skromne 8 godzin spóźnienia. Cóż, rock`n`roll ... Droga, jak to droga. Hołowczyc prowadził, my rozmawialiśmy. Szło zadziwiająco dobrze. Co prawda Stuchlik z pełną premedytacją omijał wszystkie zajazdy, w których można było coś zjeść ... W końcu się zlitował i stanęliśmy w Mszczonowie. Oczywiście od razu wyłączyli w knajpie prąd. Mimo to udało się coś skonsumować, nawet smakowało. Potem były przydrożne Jagódki, cokolwiek to oznacza. Godzina w korkach w Markach szybko sprowadziła nas na Ziemię, bardziej na ziemię. W końcu ruszyliśmy. Stery przejął Łukasz, jechał jak zwykle bardzo rytmicznie i z przytupem. I już, po przejechaniu 600 km w 9 godzin dotarliśmy do Goniądza. Goniąc kormorany i marzenia o rock`n`rollowym życiu.





Grzybodajki, jagódki, łosie i inne bagienne potwory poszły precz. Wreszcie Goniądz! Wita nas Ela i Artur, nasi dobrodzieje! Gdy Ela obiecuje, że pościeli nam łóżka, już wiem, że Bagno będzie udane. Nienawidzę ścielenia łóżek. A jeszcze dodatkowo umawiamy się na śniadanie. Na dziesiątą, czyli rock`n`rollowy blady świt. Artur prowadzi nas na teren festiwalu. Bez problemu mijamy ochronę, wiadomo, Dusza ma twarz rozpoznawalną jak Michaił Dżeksonowicz, lub inny celemelebryta. Ku naszej radości docieramy przed oblicze samego Ojca Dyrektora. Zadowolone oblicze. Wygląda jak Budda podłączony do rurociągu Przyjaźń, pełnego grassu. No tak, on już wie, że jest sukces. Naród ruszyła na Bagno (łoł, może zmienię ten Naród na ludzi, bo ostatnio to słowo pojawia się bardzo często). Żaba ma sukces! Cieszymy się! Dostajemy identyfikatory i sto tysięcy dolarów. Bida, ale dla Żaby zawsze zagramy. No, to pora ruszyć po jakieś izotoniki marki Żubr!





Łatwo powiedzieć: ruszać po izotoniki. Ale jak to zrobić? Co pół metra przyjaciel(albo Punk albo nie), bądź przyjaciółka. Misiaczek, buziaczek, piąteczka, co słychać. Jak fajnie zobaczyć tylu znajomych! Nie wymienię ich wszystkich, bo były ich miliony. A nie chcę nikogo urazić pominięciem. He, he, prawdziwy dyplomata ze mnie! Nocne Polaków rozmowy mogłyby trwać cały rok. Zaczynasz z kimś rozmawiać, podchodzi następny znajomy, wątki gubią się i mieszają, w międzyczasie "doleweczka" dla biednych punków, papierosek, jedzonko. A obok muzyka. Staram się obejrzeć i posłuchać jak najwięcej. Jest dobrze, a nawet lepiej. Pachnie starym Jarocinem, przyjaznym klimatem i tymi dźwiękami. Teraz powinien być piar w stylu: pijemy izotoniki do szóstej rano w towarzystwie najpiękniejszych z najpiękniejszych dziewczyn. Niestety, jutro gramy. Obóz karny Redakcja rusza spać.





Noc. Mrok. Chrapanie. Charkot. Wszystkie koty czarne. A zresztą, co ja mogę napisać o tej nocy, gdy zasnąłem już dziesięć centymetrów nad łóżkiem. Bartek Stuchlik miał zupełnie inne wspomnienia. Mówił rano o milionach much, które nie dawały mu spać. Faktycznie, biebrzańska flora i fauna ma się dobrze. Co do much, to podzielam zdanie Marka Twaina ("Listy z ziemi"). Jednak sądzę, że Bartek miał na myśli naszą piosenkę "Miliony much" i całą noc ćwiczył na basie. Nieważne. Bladym świtem zadzwonił budzik. No pewnie, że w telefonie. Nie wożę nakręcanego. Bladym świtem, o dziesiątej wstaliśmy (oprócz Bartka, który się cały czas tośtał po pokoju). Przywitał nas zapch gorącej kawy, domowych powideł, smażonej jajecznicy ... Ach, nasza dobrodziejka Ela poszła na całość. Żadnych hipermarketowych śmieci, wszystko DIY i to z najwyższej półki. Przywitaliśmy się też z chłopakami z Plebanii. Potem jeszcze jedna kawa w plenerze. Zrobiło się sielsko, anielsko, wakacyjnie, świątecznie... Niestety, zadzwonił Wódz ( Jacek Żędzian ). cdn.





Wódz Jacek Żędzian w prostych, żołnierskich słowach zaprosił mnie na spotkanie z okazji premiery trzeciego tomu Grunt To Bunt. Nie za bardzo lubię robić za żywą skamielinę, ale cóż, taki los ocalałych z Parku Jurajskiego. Ruszyliśmy przez słoneczny Goniądz. Ba, nawet martwy Goniądz. Najpierw znaleźliśmy na środku drogi biednego, rozjechanego kota. Chwilę dalej martwego (na pierwszy rzut oka) punka. Ale na szczęście punk nie umarł, punk się najebał! Po naszych sugestiach kolo przeniósł się z jezdni na chodnik. Fakt, ruch w Goniądzu niewielki, ale skoro kota ... Wchodzimy na teren festu. Właśnie, zapomniałem wcześniej napisać, że to idealna lokalizacja na tego typu imprezy. Pole przy scenie, plaża nad Biebrzą, trochę cienia pod drzewami, bajeczne widoki. Bociany, żaby, kozy ... Dobra, zostawmy to pejzażowe rokokoko. Usiedliśmy za stołem, przypominało to trochę casting do Mam Talent. Dyrygowała Katarzyna Jaba Andrzejewska-Szuba, główną gwiazdą był Grzesiek, autor książki. Adam Martuzalski i ja robiliśmy za tapetę, ewentualnie tło. — z użytkownikiem Katarzyna Jaba Andrzejewska-Szuba.




Spotkanie trwa. Jarocin Festiwal przyznaje się, że w tomie pierwszym zamieścił najmniej ciekawe wywiady, zrobione na odczepnego. No tak, jestem w tomie pierwszym ... Dyskusja z tematu Jarocina skręca na temat kultury niezależnej i jej obecnej kondycji. Robi się gorąco! Szczególnie, że na sali pełno weteranów i fachowców: jest Pietia Wierzbicki, pojawia się Kelner ... Chyba najlepszym podsumowaniem całej dyskusji jest to, że na scenie instaluje się pierwszy zespół. Sukces frekwencyjny (i artystyczny) Bagna pokazuje, że z tą kulturą nie jest wcale tak źle. Po spotkaniu, siadamy pod parasolami, rozmawiamy, popijamy izotoniki. Wracamy na kwaterę. A tam leżaki w cieniu, łomżing, sjesta. W tle słychać kolejne kapele. Warto by pójść posłuchać, ale ... Ale pani Ela zaprasza nas na pyszną domową zupkę jarzynową. Nie sposób odmówić! Znów punk rock przegrał z drobnomieszczaństwem. Ale zupka była palce lizać! w doskonałym nastroju witamy Adam Antosiewicz Jr , który wreszcie do nas dojechał. Adaś jak zwykle w doskonałym humorze, dodatkowo nakręcony koncertem QOTSA. No to co robimy? Próbę!!!

Próba na sucho, bez nagłośnienia, ale jednak próba. Łukasz wali pałkami po krzesełku, my z Bartkiem katujemy struny. Mamy zacząć od "Dżumy" i będzie to nasze premierowe wykonanie. Żeby tylko wielkiego wstydu nie było. Co prawda niektórzy muzycy twierdzą, że lepiej parę minut się wstydzić, niż godzinami ćwiczyć. Co kto lubi. Tak na sucho to idzie nam podejrzanie dobrze. Dobrze się słyszymy, chórki stroją idealnie. Po próbie golenie, strzyżenie, makijaż, pedicure. Wizyta u psychoanalityka, wróżki, masaż tajski. Taka typowa rock`n`rollowa rozgrzewka. Pora jechać! Podjeżdżamy pod scenę. Wyraźnie widać, że impreza przeniosła się pod parasole. Czterdziestoletnia młodzież walczy z Żubrem. Na scenie na szczęście gra Shamboo, które powoli przyciąga publikę. G L O R I A! Kocham ten numer, w 86 r. graliśmy go z The Dudis. Chłopaki powoli kończą. Wyrok zapadł. Nie ma przebacz, nie ma jak uciec. Chociaż dawno temu koncerty wywoływały większy ścisk dupy. Tak dziwnie sucho w ustach się robiło, w dołku ściskało. Zawsze jednak jest ten element niepewności. Publiczność. Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha. Zawsze odrywasz płatki tego kwiatuszka. Podłączamy instrumenty, parę uderzeń w bębny. Coś tam do odsłuchu. I ...




To jest jak skok na bungee. Nie ma odwrotu i nie ma pewności, jak i czy wylądujesz. Bartek z Adamem zaczynają "Dżumę". Tak trochę starocerkiewnie. Nabicie i poszło. Dżuma zżarła, ale i zażarła. coraz więcej ludzi podchodzi pod scenę. To my im kardiochirurgicznie: serce winylowe. Na scenie trochę dziwny dźwięk z odsłuchów, chyba za mocno pobramkowali bębny. Ciągnie też coś dołem. Ale nie ma czasu na dyskusję z akustykami, show must go on. Zresztą, czy kogoś z ludzi za barierkami interesują twoje problemy z odsłuchem. Masz grać. Obojętnie, czy masz dobry humor, czy zły, czy masz anginę, albo skręciłeś nogę. Grać! Zaczynam "Pięć dni", chyba zaliczam kolanka. robi się coraz cieplej, również ze strony publiki.To pomaga, szczególnie, gdy większość repertuaru to utwory z nowej płyty. Takie jak kot, ale tym razem "Bełkot". Łukasz nabija "Spróbuj jeszcze raz". Trochę luzu, to prosty rock`n`rollek, trzy akordy, darcie mordy. Adaś nadziera razem z publiką. Przed nami gąszcz irokezów, dreadów i jeży. No to "Cwany jeż" na tapecie. Słońce utonęło w biebrzańskich bagnach, bociany poszły spać. My nie śpimy, my gramy "Saharę". Kiedyś wzbraniałem się przed graniem tych paru mamoniowych staroci Śmierci i Absurdu. Jednak taki ukłon w kierunku starej załogi warto zrobić. szczególnie, ze "Saharę" lubię. Coraz cieplej, pot gęstymi kroplami spada na gitarę. O, kątem oka dostrzegam wspomagający nas chórek.




Nawet, nie widzę, kto to. Zazdroszczę tym wszysktim zakotwiczonym gitarzystom, którzy w trakcie koncertu oglądają dziewczyny, pejzaże, lekko przysypiając nad wiosłem. Teraz ulubiony (po ostatniej nocy) utwór Bartka: "Miliony much". I przyszedł czas na balladę. Dziwne, nikt tego nie zna, a na każdym koncercie ludzie zaczynają śpiewać. Tak, tak, siła przekazu i "Wyprostowanego palca". "Szkic", "Rewanż" i "Dwie głowy" przelatują jak jastrząb nad Biebrzą. Teraz pora na tytułowy z ostatniej płyty. "Witaj w cyfrowym średniowieczu" - Adam z Bartkiem drą koparę. Witaj i żegnaj, bo zaczynamy ostatni numer. Mamoniowe "Nasze realia", aranż trochę inny niż Absurdu. Ale jaki piękny chór Aleksandrowa nam towarzyszy! Schodzimy. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie cieszy publika krzycząca "Redakcja!". Wódz wypycha nas na scenę, pytam, czy możemy dwa krótkie numery zagrać? Patrzy na zegarek, kiwa głową. No to "cała sala śpiewa z nami", jak twierdzi prekursor hard core`a Jerry Połomski. "Nienormalny świat", a potem "Żadna praca nie hańbi". Szkoda, że akustycy wyłączyli odsłuchy, ale kto by się nimi przejmował. "Pracę" kończymy eleganckim "dup". Schodzimy, dalej krzyczą o jakiejś gazecie. "Redakcja!" Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie krzywe dźwięki szczerze żałuję"




"Koncert, wielkie kłamstwo! Koncert, oszukaństwo!" Rany, kto to napisał? Hmm, niejaki Dusza. Tak, to refren "Nowej dyskoteki" Absurdu. Może rzeczywiście koncert to godzina ułudy, fantazji, magii. Godzina oderwania się od ziemi. Potrzebna godzina. Co po koncercie? Adrenalina buzuje, człowiek chodzi nakręcony jak budzik przed świtem. Piwo smakuje jak nigdy, dziewczyny pięknieją w oczach. Z żalem żegnamy się z Adasiem, który musi zaraz po koncercie jechać. szkoda. Ale my też długo nie poimprezujemy, wyjeżdżamy wcześnie rano. Pożegnalne rozmowy, uśmiechy, fotografie. Podchodzą do nas ludzie, gratulują koncertu. Ludziom dobrej roboty. Wszyscy chcą nas częstować izotonikami. Czyżbyśmy blado wyglądali? Przy okazji słuchamy świetnego występu Armii. Szukamy Wodza, żeby mu uścisnąć witkę i podziękować. Lecz gdzieś zniknął. Cóż, pora na ewakuację. Wracamy na kwaterę. Do wyrka i nyny. Rano, po kolejnym wyśmienitym śniadaniu wsiadamy do wozu bojowego i ruszamy. Goniądz wydaje się taki spokojny, sielski, pełen ziewających kotów. Nawet bociany bardziej ospałe. Był ten festiwal? A może go nie było? Może to tylko sen? Bagienny sen łosia.




Nasze wspomnienia z festiwalu Rock Na Bagnie vol.2





 Nasze wspomnienia

z festiwalu 

Rock Na Bagnie

vol.2
 Oto 2ga część wspomnień Bagiennych.Spóźnialskich proszę o podesłanie swoich wypowiedzi,dołączę je do tej strony,,,lub pojawią się w 3jce-bo mam nadzieje że takowa się pojawi.Jednak wszystko zależy od was...Pozdrawiam.diony



 

Jacek Śliwczyński (SHAMBOO)

Jadąc na R/n/B - wyczailiśmy na mapie Polski, że tam jest mnóstwo bagna - dookoła: bagno na bagnie......., a było lato..... wystraszyłem przyjaciół z zespołu (SHAMBOO), że komary - to nas tam zjedzą żywcem. W trzeciej aptece w Częstochowie - (bo przeciwkomarowe rzeczy były w innych aptekach wyprzedane) - razem z Maciem kupiliśmy 3 dezodoranty i 3 X pudełka plasterków (żeby się poobklejać jak będziemy występować).




 Poszło na to mnóstwo kasy - ale powiedziałem kolegom, że jak dojedziemy, to pewnie i tak na tym zrobimy! - będziemy sprzedawać na bagnach jeden "psik" za dychę! Pierwszą osobą jaką spotkałem - był Jacek Ż. pytamy: - a jak jest z komarami wieczorem? - na koncertach? -Noooo.... nie ma..... -EE ... nie gadaj -To ludzie wyłapali wczoraj wszystkie komary!!!!???? -Noooo - jasne! - bo to świetna publika!
No i zostaliśmy z tymi dezodorantami - jak te głupie chuje. Ale przydały się w Częstochowie.



 

Jacek Wesołowski/eNtivi/

 http://entivi.pl/


III edycja Rock na Bagnie odbyła się w Goniądzu. Miejsce wręcz wymarzone na tego typu festiwal. Malowniczo położone, scena przy plaży, życzliwi mieszkańcy, można tak wymieniać bez końca. Fajnie, że Żabie się udało i kolejne edycje będą w tym samym miejscu.
                Większość zespołów grających na Rock na Bagnie stanęła na wysokości zadania i ze sceny mało kiedy wiało nudą. Festiwal otworzył Tester Gier i to był strzał w dziesiątkę. Moc i energia, które płynęły ze sceny momentalnie przyciągnęły publikę. Bardzo fajnie zagrał Kuba Rozpruwacz z Hajnówki. Kapela trochę niedoceniana ale tym bardziej cieszy fakt, że zagrają również na IV edycji. W czasie festiwalu premierę miała ich debiutancka płyta „Druga Strona Lustra”. Zdecydowanie najlepszy koncert pierwszego dnia dał Bachor. Plac przed sceną wypełnił się maksymalnie, pogo niczym w Jarocinie`84, widać było, że wiele osób przyjechało na nich.




Całość została nagrana przez eNTiVi i zostanie wydana przez Bad Look. Kto nie był, będzie mógł to sobie obejrzeć. Późnym wieczorem pozytywną energią zaskoczył Deuter a Moskwa ilością nowych kawałków. Zdecydowana większość publiki wytrwała do końca pierwszego dnia.
                Drugi dzień otworzył Morszczuk z Ełku. Grają od pół roku i od razu dostali szansę na występ na takiej imprezie. Widać było zwłaszcza na początku, że są stremowani ale z czasem się rozkręcili. Pierwsze większe zgromadzenie publiki pod sceną miało miejsce w czasie występu Larw Polarnych. Grabarz jest niezniszczalny i swoją energią i zapałem mógłby obdzielić wielu muzyków. Podobnie jak Darek Dusza i jego Redakcja. Też jeden z najlepszych koncertów III edycji. Wspólne śpiewy z publicznością nie miały końca. Po Redakcji była jedyna dłuższa przerwa a po przerwie największe wydarzenie festiwalu, a więc koncert Armii.




 Można nie lubić tej kapeli z płyt, można się nie zgadzać z Tomkiem Budzyńskim w pewnych sprawach ale to co oni pokazują na scenie to czapki z głów. Zagrali dużo starych kawałków, mi zabrakło jedynie Na Ulice. Pod sceną ciasno, wśród publiki większość muzyków grających na festiwalu, bardzo fajnie to wyglądało. Festiwal zakończyła TZN Xenna. Widać było, że są w formie, ale gdy kończyli grać to już świtało i nie wszyscy wytrzymali do końca. A szkoda.
                Muzycznie i towarzysko festiwal zdecydowanie na plus. Było oczywiście kilka niedociągnięć ale znając Żabę już zostały wyeliminowane. Najważniejsza rzecz do poprawy na nagłośnienie. Zdecydowanie lepsze było na I i II edycji festiwalu. Wszystkie koncerty zostały zarejestrowane. Kilka kapel planuje wydanie tego materiału na dvd, kilka się jeszcze zastanawia.
                Rock na Bagnie IV zapowiada się jeszcze ciekawiej. Część kapel już została ogłoszona a na kilka jeszcze czekamy. Dojdą zespoły zagraniczne i to nie byle jakie. Pozostaje czekać na ich ogłoszenie.
                Żaba, kawał dobrej roboty J



ROCK NA BAGNIE 2013 

( wspomina Jacek z SKTC )


Kiedy kilka lat temu, przeglądając niezgłębione zasoby Internetu, natrafiłem na informacje na temat festiwalu ROCK NA BAGNIE pomyślałem sobie, ale fajna impreza, może jest jakiś szansa aby kapela SKTC też tam mogła się pojawić. Mijał czas, był rok 2011, zobaczyłem reklamę ,a potem plakat dotyczący ówczesnej edycji, koncerty miały trwać trzy dni ,na plakatach sporo naszych znajomych, mniej lub bardziej rozpoznawalnych na takiej czy innej scenie , z którymi to na owych scenach tu i ówdzie mieliśmy przyjemność grać ,a z kilkoma to nawet bardzo się przyjaźniliśmy i czynimy to dalej.





  Mimo, że w SKTC nie ma kogoś kogo by można było nazwać szumnie menagerem, a i my jako muzykanci jesteśmy totalne dupy organizacyjne, po chwil wahania sam postanowiłem napisać do Jacka (organizatora festiwalu) z pytaniem czy była by możliwość wzięcia udziału w owej imprezie; pomyślałem sobie, że może będzie nas kojarzył. Jacek powiedział że skład zespołów na edycję 2011 jest już zamknięty, a ja przyjąłem to ze zrozumieniem, jako że nie należę do indywiduów , którzy jak ktoś powie nie, to wchodzą oknem z pytaniem a może jednak? Jednocześnie Jacek powiedział, że widziałby nas na kolejnej edycji, w roku 2012.Ucieszyłem się, przyjąłem do wiadomości i cierpliwie czekałem. Nastał rok 2012 , festiwal był już wpisany do naszego kalendarza a tu nagle gruchnęła wiadomość, że edycja 2012 zostaje odwołana!





 Pomyślałem sobie ,szkoda, nie dość ,że super impreza to jeszcze w tak przepięknym miejscu naszego kraju , no i oczywiście od strony towarzysko-twórczej także nie lada okazja na spotkanie i pogadanie z kilkoma ciekawymi personami. Zastanawiałem się wtedy czy, po pierwsze następna edycja odbędzie kiedykolwiek, a po drugie czy jeżeli będzie czy my także znajdziemy się na liście kapel. Nastał rok 2013,rok obchodów naszego 25-lecia. Jacek poinformował mnie, że robi festiwal i że dalej ma SKTC w planie.Nasz gig został wyznaczony na dzień pierwszy, na godzinę 18 zatem wyjechaliśmy z domu w nocy aby dotrzeć na miejsce, do malowniczego Goniądza ,nad ranem. Chcieliśmy pooddychać powietrzem festiwalowym od samego początku. Przywitała nas piękna, pogoda, cudowne czyste powietrze no i… oczywiście Jacek.






 Jako, że postanowiliśmy wracać na drugi dzień, zostały nam przydzielone dwa domki kampingowe. Ciekawostką jest to, że od momentu zawitania w owych domkach zaczęliśmy przyciągać do siebie ludzi , już po południu wokół jednego z nich nagromadziło się sporo osób, które to razem z nami ,wdychały atmosferę imprezy ,sącząc napoje bogów lub mineralną (my należymy do tych pierwszych) Mieliśmy okazje poznać wiele ciekawych osób , które serdecznie pozdrawiamy!!! Co do samego festiwalu to był zorganizowany bardzo dobrze, zarówno na scenie ( dwie perkusje, szybka wymiana kapel, bez marudzenia akustyków, super obsługa techniczna …) jak i poza sceną ( żarcie zróżnicowane– każdy znalazł coś dla siebie, stoiska z płytami , koszulkami, pole namiotowe, prelekcje ….) wszystko bez wyjątku nam się bardzo podobało.





A i nie bez znaczenia była dobra, słoneczna pogoda, która w znacznym stopniu przyczyniała się do podbicia kolorytu festiwalu, bo cóż jest piękniejszego niż fajny festiwal na tle tak pięknych okoliczności przyrody, po prostu bajka!!! W zasadzie wszystkie kapele zagrały na poziomie, mi osobiście chyba najbardziej w pierwszy dzień podobał się koncert Moskwy. Graliśmy z nimi w Legnicy dwa lata wcześniej i wtedy nie do końca mi się podobało, nie chodzi o sprawy techniczne, one były na wysokim poziome, ale wtedy brakowało im jakiegoś powera, energii…. Wtedy pomyślałem, oj to już nie ten sam Guma co kiedyś. Ale te słowa odszczekałem na Bagnie, koncert Moskwy to była czysta energia, pomyślałem sobie, ocho stara Moskwa is back. Zresztą potwierdzali to niejednokrotnie potem grając wiele gigów ,między innymi na naszym lokalnym festiwalu Gangfest. Nasz koncert na festiwalu Rock Na Bagnie myślę, też nie był najgorszy, choć napój bogów wprowadził nieco inną perspektywę percepcji rzeczywistości Nasza muzyka chyba pod względem brzmienia była bardziej powiedzmy metalowa ( nie wiem czy to stal, aluminium czy cuś innego) na tle innych kapel.





Od lat gramy czad z przekazem, czasem to brzmi bardziej punkowo , czasem alternatywnie a czasem metalowo ,nie znosimy szufladek i tak będzie dalej, o ile nie pomrzemy gdzieś nagłą śmiercią , bo w tym wieku to już biorą. Co do drugiego dnia festiwalu to niestety koło południa musieliśmy wyjechać, mieliśmy około 500kilometrów do zrobienia. Chciałoby się zostać, ale cóż życie, obowiązki i takie tam inne przyziemne pierdoły. Na całe szczęście nasz nadworny fotoreporter Paweł ‘’Komuna’’ Mruczek został i godnie reprezentował SKTC, dokonując całej serie nieludzkich wygibasów aby jak najlepiej opisać aparatem wspaniały festiwal ROCK NA BAGNIE 2013. Myślę, że w 2014 pojawię się tam znów, tym razem jako fan a i mam nadzieję , że Jacek nie odpuści i póki mu sił starczy ( a starczyć musi ) będzie to robił i że zaprosi nas na nasze 30 lecie za pięć lat


Pozdrawiam Jacek ( ww.sktc.pl )


Fotki Pawła z festiwalu-

http://www.pawelm-foto.pl/,5936ddd8184fbce154c6ba59b4d803e2.html#main

 







środa, 27 listopada 2013

Nasze wspomnienia z festiwalu Rock Na Bagnie vol.1

poniedziałek, 25 listopada 2013

Urodziny Zygzaka koncert TZN Xenna, Analogs, Bulbulators, Rana Kłuta, Niestety PROXIMA 23.11.2013

 
 

Urodziny Zygzaka

koncert TZN Xenna,  Analogs,  Bulbulators,  Rana Kłuta,  Niestety

PROXIMA

23.11.2013

 


Na koncert dotarliśmy po 20, akurat jak zespół Niestety schodził ze sceny. Po nich była Rana Kłuta, chłopaki grają Siekierę, więc śpiewaliśmy razem z nimi, już wtedy zaczęło się zajebiste pogo. Po ich koncercie spotkałem Zygzaka, okazało się, że mnie kojarzy z facebooka, z grupy TZN Xenna Krew, złożyłem mu życzenia, podpisał płytkę i poszedł grać materiał z nowej płyty TZN Xenny "CzarT PRLU". 
 
Chłopaki zagrali nową płytkę, była świetna zabawa choć mało kto znał teksty i cały materiał z krążka. Następni byli Bulbulators, energiczni jak zawsze, zgromadzili pod sceną mnóstwo ludzi. Następnie wystąpili The Analogs, przez wszystkich znani i lubiani, co dało się wyczuć w Proximie, każdy śpiewał ich kawałki a i pogo było olbrzymie. Na sam koniec, już po północy wrócił Zygzak z Xenną i ich starszymi kawałkami, kilka utworów zagrał na perkusji Gogo Szulc, były perkusista Xenny, który zakładał zespół w latach 80.
 
 
 
 
 Atmosfera na koncercie była zajebista, spotkałem sporo ludzi poznanych w Czersku na Summer Riot. Najmłodszy załogant miał 13 lat i dawał czadu zarówno z 20-latkami jak i 50-latkami, przekrój wiekowy był olbrzymi. Zespoły dopisały naprawdę perfekcyjnie, nie było żadnych zgrzytów. Wybawiliśmy się strasznie, dziś czuć efekty przy każdym ruchu.
P.S. Zygzak, jeszcze raz wszystkiego najlepszego, rób takie urodziny co rok ...Patryk Ośko










WSK Punk - Wrocław klub Katakumby-Jacek Kuban Kusza

 Jacek Kuban Kusza

WSK Punk 

 - Wrocław klub Katakumby, czyli deszcz, pot, krew i łzy.










Zajechałem na Dolny Śląsk planowo i Francuz odebrał mnie z dworca, udaliśmy się celem małej integracji na Rynek do pubu Żak gdzie spędziliśmy miło ze trzy godzinki przy.... herbacie powiedzmy. Jak szlachta taxi podjechaliśmy pod klub i Darek poszedł siku i zginął po pół godziny czekania na niego poszedłem sam do Katakumb a tam przed wejściem kłębił się tłumek punkowców, oczywiście Darek był i popijał piwko bo mu się zapomniało, że jest ze mną.

 




No dobra wszedłem i grał Error - no grał i to starczy za recenzję. Później na scenę wyszły jak to pisze moja koleżanka Gringa Krupy, i dali czadu aż miło, dwie godziny ostrej punkowej jazdy mogły zadowolić każdego, a cover Sedesu no po prostu miodzio. Był Jabol ze Zwłok ze swoją kobietą, zasłużoną na koncercie w Tychach, kto był to wie. Potu było co niemiara aż z sufitu kapał. Co do krwi, to jednym z rannych był Francuz któremu opatrywałem rozwalone ucho w pogo. Pojawił sie też jakiś kamikadze i zaczął hajlować przy czym już za chwilę punki zrobiły mu kuku i lekko w buzinkę kilka razy zarobił. Po koncercie wraz z Jabolem i jego dziewczyną ubraliśmy Francuza, a był on tak pijaniusieńki, że stwierdził, że mnie kurwa nie zna i mam wypierdalać.




No to poszedłem z jakimiś młodymi punkami na busa i dojechałem szczęśliwie na dworzec a tam choć poczekalnia była czynna więc do pociągu dotrwałem na foteliku a nie śpiąc u Francuza jak to było wcześniej uzgodnione. Koncert zajebisty, dawno nie słyszałem kapeli grającej tak długiego seta na scenie. WSK Punk jest rasowym punkowym bandem, a Kamila ma wokal, że szklanki drżą. Sam pomysł śpiewania ze środka pogo już był genialny. Suma sumarum było ok, było ZAJEBIŚCIE, za co Kamili i Norbertowi dziękuję. Oi


  
  
Norbert Krupa -WSK Punk

...Nigdy jakoś nie zależało mi na recenzjach poprostu gram ...fajnie i miło usłyszeć że ludziom się podoba to co robię ...że warto grac atmosfera panującą na naszych koncertach jest nie oceniona tego się nie da tak naprawdę opisać tam trzeba być ... Kuban pisał o łzach ja to powiem tak że wiele razy patrząc ze sceny, że z radości mam wiele wzruszeń.


piątek, 22 listopada 2013

"Martwi nie ronią łez"-----Krzysztof Kędzior




obraz-Barbara Konarska
  Krzysztof Kędzior

  "Martwi nie ronią łez"

 

 


 "Już niedługo(grudzień/styczeń) planuję wydać trzeci z kolei zbiór wierszy. Tomik będzie nosił tytuł  "Martwi nie ronią łez". Wiersze te ukażą się, jak zwykle w moim przypadku, nakładem krakowskiego wydawnictwa Miniatura. Z racji, iż założyłem sobie już wcześniej, że każdy z moich tomików będzie zawierał 54 wiersze(bez powodu. Tak po prostu), nie inaczej będzie tym razem. Dla tych, którzy znają poprzednie dwa tomiki - klimat wierszy będzie podobny. "Martwi nie ronią łez" to dokładna kontynuacja moich myśli z poprzednich zbiorów. Kolejne więc teksty o stanach depresyjnych, uczuciu lęku, odrzucenia, wrażeniu bycia odmiennym, niepasującym elementem układanki pt. Idealne społeczeństwo. Ale, jak i w poprzednich tomikach, będzie też poruszony temat stosunków międzyludzkich w świecie, gdzie wszystko dzieje się szybko, kupić można tanio i nie trzeba wychodzić z domu, by zagospodarować sobie następne dziesięć lat życia. Sobie - i innym oczywiście :/

obraz-Barbara Konarska
Pojedyncze wiersze będą zahaczać o tematy: anonimowych krytyków internetowych, ludzi  zarządzających zasobami ludzkimi, "bohaterów - kastratów" kupionych na wyprzedaży niewolników i inne. Będzie również można "zmierzyć się" w tomiku z bardziej osobistymi sytuacjami z życia autora, który nie ukrywa, że poezja jest jego obnażeniem się, służącym oczyszczeniu duszy z syfu otoczenia.
Podsumowując, szczególnie wiersze powinny przypaść do gustu(a przynajmniej ich tematyka) ludziom z głębokim poczuciem niezrozumienia przez społeczeństwo "mechaniczne", ludziom czującym się obco w nie swoim świecie, zdepresjonowanym, rozgniewanym na cały "starannie wyprasowany świat ideałów". Oraz tym, którzy w poezji nie boją się, a wręcz poszukują, podejmowania tematów trudnych, uchodzących za wstydliwe, lub nieistotne. Podejmowania ich językiem mocnym, agresywnym, bezpośrednim, nazywając rzeczy po imieniu. Czyli jak w poprzednich dwóch tomikach.
Informacja o ukazaniu się tomiku(data, cena) będzie dostępna na portalach informacyjnych, gdy  już pozbieram wszystko "do siebie". Ale z racji, że to już niedługo, zapraszam do zapoznania się z losowo wybranymi z tomiku tekstami, jeśli ktoś chce zobaczyć, czego może się spodziewać.

 Ból, narkotyk szlachetny

Nie czuję bólu.
Jestem w nim.
To moje miejsce na ziemi.
Umrę w momencie, gdy ktoś odbierze mi cierpienie.

Moja tożsamość?

Kiedyś
chciałem być szczęśliwym człowiekiem.
Potem
 już tylko bardziej bolało.
Dziś upajam się,
chłonę,
przeżuwam,
kolejne porcje najwierniejszej przyjaźni.
Bez bólu już nic nie jest dla mnie prawdziwe.

Naprawdę samotny będę wtedy,
gdy poznam smak szczęścia i świętego spokoju.

obraz-Barbara Konarska
Nasza ostatnia linia obrony
 Ruszyły stada gończych nadzorców planety.
Sprzątacze, zbawiciele, stratedzy,
rycerze humanologii,
kawalerowie Orderu Czystego Ducha.

Uzdrawiacze straszydeł.

Z receptą na ostrzach języków
i kamieniami w apteczkach,
przegonili ciemność spod czaszek,

naszą ostatnią linię obrony.

Ulepimy cię na nowo, szkaradna kukło z łez, wrzasku i nocy.
Nie lękaj się bogów.
Jesteśmy piękni i niezniszczalni.
Podzielimy się sobą.
Obudzisz się naprawiony

w komnatach z najlepszego plastiku.
 

Postęp CYWILIZACJI


Budowniczowie lepszego jutra
chowają baty pod spisem maszyn
obsługujących Maszyny.
Dopóki wystarczy Maszyn,
by im dostarczać
życia,
„Stalingrad! Strzelaj do swoich!”.

Kupieni za nowe domy,
stada żelaznych koni,
podróże dla jedynych nie wymyślonych dzieci,
prestiż i władzę -
- możność bycia bogami poza obszarem stodoły…
 „Stalingrad! Spróbuj mi kurwa zapłakać!”

Paragon jest twoim dowodem
zakupu.

obraz-Barbara Konarska