Jan Grabowski
"Bezsens"
...a każdy mój oddech przypomina mi, że żyję...
Moje ciało jest darem jak i więzieniem za razem. Dzięki niemu jestem w stanie poznawać świat,
jednak w ludzkim, ograniczonym zakresie. Widzę dużo, choć jest to
ułamek tego co mógłbym widzieć. Rozumiem wiele, ale nie zrozumiem
więcej, niż każdy człowiek do tej pory zrozumiał. Myślę, więc jestem.
Każdy mój oddech przypomina mi, że żyję. Każde moje uderzenie serca jest
kolejnym cyknięciem zegara odliczającym do mojej śmierci, po której
przestanę istnieć. Liczy się tylko to co zostawię po sobie. Nie ocalę
siebie.
Mogę odbić tylko ślad swojego cienia na powierzchni ziemi. To
straszne uczucie i prawdziwa wiedza, której większość ludzi nie potrafi
zaakceptować. Nie potrafią zaakceptować tego, że są głupi i okłamują
samych siebie. Patrzą na innych. Inni są miernikiem ich wspaniałości.
Patrzymy na świat z ludzkiej perspektywy, ponieważ nie musimy robić nic
więcej, by żyć. Nieświadomi swojej niewiedzy ludzie umierają i nadają
życia kolejnym pustym pokoleniom. Nikt nie wie po co i w jakim celu. Nie
ma sensu zadawać takiego pytania. Jeśli się żyje, trzeba żyć,
przetrwać. Do ostatniej sekundy wkładając całą swoją siłę woli w
pozostanie tutaj jak najdłużej. Przedłużyć choć o jedną sekundę.
Jeszcze... Jeszcze chwilę... Popatrzeć na swoje dzieci. Strzępki własnej
świadomości przelane w młode ciała. Gdzie jest koniec? Kiedy ludzie
dostrzegą swoją beznadziejność? Kiedy zaczną zadawać pytania? Czy stanie
się to wtedy, gdy osiągną już wszystko? Wtedy, gdy nie będą musieli
walczyć o swoje przetrwanie, z pustką w oczach wpatrując się w nicość?
Gdy stracą całą swoją pracę, swój sens życia? Tak trudno jest nie myśleć
o tym co będzie jutro, tak łatwo zapomina się co było wczoraj. Quo
vadis populi? Dokąd zmierzasz? Czy na łożu śmierci, wiedząc, że po
drugiej stronie nic nie ma, będziesz martwić się wydarzeniami na
świecie? Czy będą miały dla Ciebie jakikolwiek sens?
Sens człowiekowi
nadaje jego własne ciało. To ono mówi mu co chce. Co jest dla niego
dobre, a co złe. Wyobraź sobie, że ciało Cię nie ogranicza. Nie musisz
jeść, nie musisz... Nie musisz nic. Nie czujesz strachu, ani zachwytu.
Nie czujesz nic. Załóżmy, że widzisz. Widzisz i rozmumiesz. Myślisz. Nie
śpieszysz się, bo nic nie odbierze Ci Twojego czasu. Masz całą
wieczność. Patrzysz na wszystkich ludzi, na całej planecie. Na całe,
ogromne mrowisko. Zaczynasz zastanawiać się - po co to? Czy pojedyńcze
ludzkie życie ma sens? Czy sens ma tylko cała ta ludzka masa? Zaczynasz
myśleć. Ludzie wdrapują się na szczyt, wspierając się na miliardach
trupów swoich poprzedników. Co stanie się, gdy osiągną szczyt? Wtedy
odwrócisz się od Ziemi i spojrzysz na Wszechświat. Czy, gdy ludzkość
osiągnie szczyt i pozna odpowiedzi na wszystkie pytania, świat
przestanie istnieć? Czy jest to jeden wielki żart z kategorii czarnego
humoru? Straszniejszy wydaje się koniec, w którym nic nie zrozumiemy.
Nawet nie będziemy próbować zrozumieć. Bo po co? Nie jest to potrzebne
do życia. Lepiej jest myśleć o tym, co inni myślą, że Ty myślisz. I
wprowadzać ich w błąd. Bo boisz się, że nikt Cię nie zrozumie. Że jesteś
sam w bezmyślnym morzu, egzystującej masy. Bo nie chcesz być sam. Bo
ktoś, kto myśli jest inny.
troche mi to przypomina klimatem mojego starego i poszatkowanego przez mijający czas bloga ;)
OdpowiedzUsuńhttp://17-sec.blogspot.com/