piątek, 19 kwietnia 2013

                                                                                                                           Krzysztof Kędzior

"Opowieści niezdiagnozowane"


Witam.

Książka jest zbiorem 17 opowiadań o Zenku. To osiemdziesięciolatek mieszkający w Euforystanie - państwie "szczęścia i spokoju", w którym wszystko jest tak, jakby wymarzyło sobie pewnie wielu z nas.
Nie ma więc trosk, biedy, ciężkiej pracy, wyzysku, sprzedajnych polityków, wojen, chorób itp.itd. Jest za to wszechobecne bogactwo, długowieczność (Zenek ma kolejne osiemdziesiąt lat do odpracowania, zanim przejdzie na emeryturę. Ale nie boi się wieku starczego, bo średnia życia Euforystan jest baaaardzo długa), idealny system polityczny służący mieszkańcom wesołego państewka, sielanka, euforia, spełnienie...i sami zobaczycie.
"Opowieści niezdiagnozowane" w zamierzeniu mają być ironią, wręcz kpiną na otaczający nas dziś, realny świat. Pisane językiem totalnego absurdu, pełne przerysowań żywcem wyjętych spod szyldu "MontyPythona", kryją jednak ukrytą nutę goryczy. To co czytelnik "wyciągnie" z tych opowiadań dla siebie, zależy tylko od niego. Książka może być lekką komedyjką czytaną "na szybko" w pociągu, albo gorzkim streszczeniem kalekiej mentalności ludzkiej w dzisiejszym, postępującym świecie. Może być zabawnym kabaretem, albo opowieścią o samotności, rozczarowaniu, braku własnej drogi, czy drodze "osamotnionej", braku prawdziwych przyjaciół, wreszcie -prawdziwej miłości.
To, czym dla czytelnika będą "Opowieści niezdiagnozowanej" właściwie pozostawiam im samym. Stąd tytuł zbioru.


Komu nie spodobają się na pewno te historie? Komuś, kto nie lubi humoru absurdalnego, na pozór pozbawionego sensu. Komuś, dla kogo książka powinna być poważna i wolna od "wygłupów" autora. Bo ten sam, książką się "bawił", nie stroniąc od naprawdę fantastycznych opisów, jak na przykład boiska do gry w piłkę między kolejnymi pasmami autostrad, czy postać Marka Keczupa - Keczupu, który mówi.

Chętnych bardzo zapraszam do czytania, niechętnych nie zmuszam.                            Krzysztof Kędzior


"Opowieści niezdiagnozowane" będą wkrótce do zamówienia na adresie mailowym: miniatura@autograf.pl

                                                                                                             Ilustracje wykonała Deruda


PIERWSZY KROK W EUFORYSTAN...





Znudzony do granic możliwości, już po czwartym z kolei dniu wolnym od pracy, Zenek myślał nad tym, jakby zagospodarować sobie czas. Wczoraj był na Teneryfie, przedwczoraj w Brazylii, a w środę zwiedzał księżyc z grupą znajomych gwiazd Hoollywood.
Obserwując ludzi biegających ulicami tam i spowrotem, z niezliczoną ilością wypchanych zakupami reklamówek, przypomniał sobie o co chodzi w tym ich całym ganianiu.
Pieniądze gromadzone przez statystycznego Euforystanina rosły w siłę w takim tempie, że gdzieś trzeba było je wydawać, zanim zaczęłyby zaśmiecać domy. To fakt, ludzie wydawali bardzo szybko, bo zaraz na ich kontach i w portfelach pojawiały się kolejne, duże kwoty. Wszak w idealnym państwie wszystko jest idealne.
Ktoś powiedział kiedyś, że „będziemy mieć tu drugą Irlandię”
i tak się chłopina zapędził w spełnianiu swych obietnic, że w rankingu najszczęśliwszych narodów Euforystan wyprzedził nowo odkryte cztery obce cywilizacje i osiem starych, odkrytych już dawno temu.

Ale jeszcze drugi powód bieganiny, przy którym systematyczny przypływ dużych pieniędzy to pikuś.

Moda.

Społeczeństwo doskonałe, zwanie potocznie skupiskiem ludzi odartym ze zmartwień, żyło według pewnych schematów, mających na celu uatrakcyjnić życie. Dyktatorzy mody, stanowiący grono kilkunastu, prawie Bogów dla społeczeństwa (Bogami byli anonimowi celebryci z okładek gazet, oraz „Bogowie właściwi”, ale o tych już nikt nie dbał na serio. Poza fanatykami, którzy mordowali się w ich intencji, ale to już inna historia) tworzyli teatr zwany „Bądź cool, albo zdychaj”. Wymyślali najróżniejsze kreacje, narzucali trendy w modzie, ogłaszali co jest ”na czasie”, oraz do kiedy, a czego absolutnie nie wolno zakładać, jeśli nie chce się zrobić z siebie błazna. Rządzili niepodzielnie we wszystkich dziedzinach, w których pojawiało się słowo moda.
Odzież, meble domowe i ogrodowe, motoryzacja, przybory łazienkowe (szczoteczka, kubek, maszynki do golenia, gąbki, deski klozetowe itp.itd.)wyposażenie kuchenne, wszelkiej maści dodatki jak dywany, tapety, fototapety, fotocyfrotapety, fotocyfro8Dtapety. Nawet wykałaczki musiały być modne, żeby można było ich używać bez obawy, że spadnie się na dno zwane obciachem. Wszystko, czemu można nadać odpowiedni styl, kolor, krój, kształt - było modą. A że moda ma to do siebie, że jest krótkotrwała i obowiązkowa, bieganiny za wciąż nowymi, trendy ubraniami, sprzętami, samochodami, wersalkami itp. właściwie nie ustawały. Dodatkowym utrudnieniem w byciu zawsze cool był fakt, że modne towary występowały tylko w pewnych ilościach. Kto nie zdążył się w nie zaopatrzyć, musiał czekać na nowy trend i wtedy, niczym wściekły byk pędzić do świątyni, zanim ktoś szybszy go uprzedzi.

Zenek był jednym z nielicznych antybohaterów modowego teatru. Uwielbiał swoje dżinsy i flanelowe koszule, tudzież t-schirty z logiem ulubionej kapeli. Do tego trampki, na ręce ozdoba w postaci kolczastej pieszczochy. Kilka tatuaży na ciele. Dzięki nim przez większość arcytolerancyjnych rodaków był okrzyknięty poczwórnym mordercą i kanibalem, który na pewno kiedyś zabije wszystkich. Wszystkich.
Dlatego też rzadko wychodził na ulicę, by pospacerować. Przeważnie jeździł swoim klasycznym stareńkim, ale świetnie zachowanym Jaguarem. Kiedy jednak musiał już wyjść na ulicę, bywało różnie.
Przeważnie ludzie byli tak zabiegani, że nie zauważali „anarchisty” Zenka, a i on nawet gdyby chciał się im przyjrzeć, nie dostrzegłby nic poza smugą w kolorze ubrania przebiegających z dużą prędkością postaci. Ale czasem ktoś biegł trochę wolniej. Wtedy dostrzegał Zenka. Jedni żegnali się machinalnie widząc jego tatuaże, inni opluwali go z pogardą za tą „flanelową szmatę i obrzydliwe trampy”, a jeszcze inni próbowali linczować wyrwanymi z chodników słupami latarni. Jednak Zenek, muskularny, dopiero osiemdziesięcioletni facet tupał trampkiem w ziemię i zawsze pomagało. Ziemia trzęsła się, jakby Godzilla odwiedziła nasz kraj i oburzeni cool ludzie uciekali w popłochu.

Dziś Zenek miał ochotę na coś szalonego, co wygoni nudę z jego życia. Postanowił też spróbować być cool. Jednak jak wyjść do świątyni w swoich ciuchach? Przecież nawet go nie wpuszczą do „Raju dla modnych”. Rozglądnął się po pokoju. Nic. Poszedł na strych, by tam poszukać pomysłu na bezpiecznie wyjście na ulicę. Znalazłszy kilka starych przedmiotów, zrobił z nich kreację odpowiadającą mniej więcej zjawiskom biegającym po ulicach.
Był gotowy do wyjścia.

Mijające go gepardy z wielką konsternacją zatrzymywały się w swym pędzie. Niektóre nie były w stanie wyhamować przed Zenkiem z prędkości jaką rozwijały spiesząc się do bycia cool i rozbijały się o ściany, latarnie, zaparkowane samochody, rozrzucając nowiutkie towary po chodniku.
Działa!
Zenek ucieszył się z efektów swojej strategii, choć nie była ona wygodna. Abażur z wielkiej lampy uwierał go w głowę, worek po ziemniakach założony zamiast spodni, z wyciętymi dziurami na nogi krępował ruchy. Zderzak od starego fiata obwiązany wokół gołego torsu powrozem był strasznie ciężki, a powróz wżynał się w ciało. Stringi z łańcucha od piły motorowej już całkowicie skazywały Zenka na cierpienie, a buty zrobione z kaloryferów żeberkowych, pomiędzy to które żeberka Zenek wcisnął stopy, nie pozwalały rozpędzić się nawet do prędkości trzydziestu świątyń na godzinę, by Zenek mógł wmieszać się w tłum.
Ale działa! Ha!
- Panie…Co to za kreacja? Ile ma ważności wskaźnika cool?
- Jeju facet! Gdzie to kupiłeś? Są jeszcze takie wdzianka? Jak wskaźnik?
- O matko! Jaki szykowny samiec! Na pewno jest dobry w łóżku!
Krzyki zachwytu, zdziwienia, czy pytania o dizajnerski strój Zenka nie ustawały. Po kilkuset metrach przebytych w butach zrobionych z kaloryferów i ze zderzakiem zawieszonym pod szyją Zenek żałował, że wpadł na ten kretyński pomysł bycia „na czasie”. Jednak cóż, trzeba dokończyć, co się zaczęło.
Nie zważając na zatrzymujące się gepardy, wykrzykujące kolejne pytania, kroczył dzielnie do świątyni.
Marzył tylko, by jak najszybciej ściągnąć z siebie ten cholerny złom własnego projektu, pod pretekstem założenia czegokolwiek. Najlepiej samej bielizny.
Taaak. Cool bielizna nie może być ciężka. Choć….
Znów poczuł swoje łańcuchowe stringi i zmienił zdanie.
Ubiorę wszystko, co mi nie zrobi krzywdy i wracam do swoich szaf pełnych dżinsów i t-schirtów. Pieprzę Cool.
-Dzień dobry! – seksowna pani sprzedawczyni przywitała Zenka ciepłym głosem.
Naga. Naguteńka.
- Dzień dobry…Czy ktoś pani ukradł ubranie? – zapytał Zenek lekko zbity z tropu.
-Och nie! – rozbawiona sprzedawczyni wybuchła śmiechem – Po prostu faceci to idioci – kontynuowała nie przestając się uśmiechać – Kiedy zobaczą nagą kobietę, kupiliby nawet stringi z łańcucha od piły, gdyby im powiedziała, że to się teraz nosi… - wtem zobaczyła bieliznę Zenka i ugryzła się w język – yyy…No dobrze. Czym mogę panu służyć? – zawstydziwszy się, przeszła do profesjonalnej obsługi klienta.
- Cóż. Chcę być cool. A ta kreacja już mi się…znudziła. Tak. Znudziła mi się – odparł Zenek z trudem próbując zatrzymać łzy bólu spływające z oczu.
- Jaki indeks ważności?
Indeks ważności miał każdy towar cool. Było to proroctwo dyktatora na temat tego, jak szybko dany towar wyjdzie z mody i trzeba będzie go natychmiast wyrzucić. Bez względu na to, czy pokochaliśmy ten ciuch (na przykład) czy nie, należy go zutylizować.
- A jakie macie?
- Od tygodniówki na półkach z hitami po dwugodzinówki. Do dwugodzinówek dodajemy gratis zabawkę dla dziecka. Dziś piesek rasy sznaucer.
Zenek pokojarzył fakty. Z tego co się orientował, dwugodzinówka oznaczała, że od momentu zakupu towaru, towar przestanie być modny po dwóch godzinach (Każdy towar miał elektroniczną metkę, na której przy wyprodukowaniu pracownik wpisywał ilość godzin, przez które towar według dyktatora będzie modny. Zegar na metce był cały czas aktywny i dany produkt tracił na wartości z każdą sekundą)
- A te tygodniówki? Co pani proponuje dla mnie?
- Dziś proponuję panu spodnie z żelbetonu, do tego pantofle z materiału imitującego blachę aluminiową, oraz koszulę – hit! Cała wykonana z obierek ziemniaków pozszywanych ścięgnami kozy afrykańskiej.
-Yyyy…Czy to na pewno jest cool? – zapytał Zenek lekko wystraszony
- Proszę pana, zegar pokazuje jasno. Przez następny tydzień to będzie w grupie najmodniejszych ciuchów. Sam dyktator Paolo Śpikolo Sraolo firmuje zestaw swoim nazwiskiem.
Zenek zrzucił z siebie z trudem cały złom, który miał na sobie.
Rozglądnął się po sklepie w poszukiwaniu ratunku z tej beznadziejnej sytuacji, w która sam się wplątał. Nagle zobaczył szklaną gablotę, a w niej…
-Pani! Co to jest?? Jeju! – krzyknął, po czym podbiegł do gabloty.
- To?? – zniesmaczona naga sprzedawczyni podeszła za Zenkiem do gabloty – To taka pokazówka. Żart na rozluźnienie atmosfery przy ciężkim zajęciu, jakim jest przymierzanie i kupowanie rzeczy cool. Ubranie znalezione na jakimś śmietniku, pokazujące jak obrzydliwie, żałośnie i śmiesznie ubierali się kiedyś ludzie, gdy moda nie była wyznacznikiem poprawności i doskonałej harmonii z istotą życia.
Zenek z zachwytem i niedowierzaniem spoglądał w gabloty.
Sukienka z lekkiego materiału, kolorowa, cała w motywy kwiatowe. Odkryte plecy i głęboki dekolt dodawały jej wdzięku. Obok Piękna suknia wieczorowa w kolorze mieniącego się granatu, który momentami wydawał się lśniącą czernią. Szykowny garnitur w kolorze subtelnej szarości, skrojony tak, jak dobrze napisany wiersz o miłości. Ale ostatni strój zachwycił Zenka do granic możliwości.
- Pani, biorę to! Słyszy pani, ja to biorę! – krzyknął przejęty.
- Co pan? To szmaty, poza tym nie są na sprzedaż. Co będzie bawiło klientów, kiedy zapragną rozrywki?
Zenek nie miał ochoty na kłótnie, chciał załatwić sprawę jak najszybciej.
- Może twój cellulit paniusiu i sztuczne cycki.
Panusia otwarła buzię, żeby obrzucić Zenka wyzwiskami, jednak nie zdążyła.
- Widzisz te tatuaże lala? Wiesz ile musiałem pożreć dzieci i zabić rodziców, żeby je sobie wydziergać? Dawaj mi to ubranie!
Sprzedawczyni przerażona tak, że jej silikonowe szczęście skurczyło się o dwa rozmiary, a napięte powieki opadły na policzki, szybko sięgnęła do gabloty po ubranie.

Idąc przez miasto Zenek nie mógł uwierzyć, że nawet tak kretyńsko zaczynający się dzień może skończyć się tak dobrze. Wokół niego ludzie usilnie próbowali wyrywać latarnie, by zabić Zenka za zbrodnie przeciw cool, inni pluli mu w twarz, ale Zenek szedł sobie uśmiechnięty, jak nigdy dotąd.

Glany Martensa stukały o chodnik, wytarte dżinsy w stylu „delikatny dzwon” leżały na Zenku tak wygodnie, że nie mógł się nimi nacieszyć, a czarny t-schirt z napisem „AC/DC” sam mówił za siebie. Pieszczochy z kolców otulały nadgarstki Zenka, a głowę uraczyła czerwona bandamka.
Krzyki ludzi zaczęły trochę irytować Zenka.
- Ty matole! Ty kretynie! Chamie!...
- Ignorant! Bluźnierca! Morderca!
Zenek założył na uszy dołączone do „zestawu” słuchawki walkmana z kasetą w środku i nacisnął „Play”.
„One heart angel
One cool devil
Your mind on the fantasy
Livin on the ecstasy
Give it all, give it,
Give it what you got
…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz